Pan Wody


PAN WODY – CO TO BYŁO?
Wszystko zaczęło się od tego, że zachorowałam . Dwa dni czułam się słaba, a właściwie coraz słabsza. Myślałam, że mi przejdzie, że dopadła mnie jakaś grypa. Rodzina zastąpiła mnie przy sprzątaniu, gotowaniu i innych czynnościach. Trzeciego dnia, kiedy mąż pojechał zawieść córkę do pracy, poczułam dziwne swędzenie. Spojrzałam na swoją skórę. Odniosłam wrażenie, że ona gotowała od środka. Nie potrafię tego inaczej określić. Cała skóra była czerwona a tam gdzie miałam blizny nabrzmiała jakby zaraz miała pęknąć. Skóra na bliznach i szramach była tak miękka, że łatwo się ścierała. Byłam coraz słabsza , robiło mi się biało w oczach, Mąż zawiózł mnie do szpitala powiatowego. Słabo pamiętam mój pobyt w szpitalu. Pamiętam tylko,, wkłucie życia”, które robił mi doktor, chociaż nie mogłam się ruszyć i moment kiedy jakaś kobieta mną potrząsała i kazała mi podpisać papiery na zgodę na przewóz do szpitala wojewódzkiego. Mówiąc szczerze, gdyby to miała być zgoda na szafot i ścięcie, też bym podpisała, było mi wszystko jedno co to jest. Ocknęłam się w karetce jadącej na sygnale.  Uprosiłam ratowniczkę o wysłanie wiadomości do męża gdzie jadę , ponieważ miałam duże trudności z poruszaniem się. Po namowach zgodziła się.
Na Izbie Przyjęć ponownie urwał mi się film. Kiedy się ocknęłam leżałam na białej sali w białej klatce a na wprost mnie kiwała się szklana mysz i z uwagą  wpatrywała we mnie. To było irytujące. Byłam zadowolona z klatki ze względu na rozmiary gryzonia. Szybko przekonałam się, że nie była groźna i raczej jest wytworem mojej krótkowzroczności , ponieważ nie miałam okularów. Przez sporą część czasu byłam w jakimś półśnie. Wszystko słyszałam, rozmowy, muzykę, czułam jak mnie obracają, odczytują wskaźniki na monitorach. Jak bolała mnie głowa w jednym punkcie z lewej strony, to drętwiały mi ręka i noga z prawej strony , wtedy starałam się nimi ruszać . Jak się budziłam widziałam moich bliskich, którzy przy mnie czuwali, rozmawiałam z nimi. Najgorzej było kiedy zasypiałam. Wtedy przychodziły dwa duchy- kobieta i mężczyzna. Kobieta była niska, ubrana w jedwabny szlafrok z lat siedemdziesiątych,  modrakowego  koloru, z czerwonymi różami i miała papiloty we włosach i kudłate różowe bambosze . Facet wysoki średnio-szczupły w pomarańczowej koszuli w żółte kwiatki i spodnie w kancik piaskowego koloru, kanarkowe półbuty – totalne bezguście nawet jak na mnie. Tych ludzi widziałam dokładnie, dlatego wiedziałam ,że są nie z tego świata. Podchodzili do mnie i koniecznie chcieli coś mi zabrać, dobrać się do mnie. Musiałam się mocno bronić. Biłam ich po rękach, kopałam, musiałam się obracać ,żeby widzieć co robią ,a klatka w której leżałam ułatwiała obronę. Nie było im łatwo dobrać się do mnie. Tak mnie męczyli, że zaczęłam się na nich żalić, jakiejś kobiecie może lekarce , ja nie rozpoznawałam osób ,ponieważ nie miałam okularów. Byli dla mnie ruszającymi się kolorowymi ludzkimi plamami (jednak dobrze wiedziałam które z tych plam to moi bliscy),  a ona mi powiedziała „ Już dobrze” i wtedy te duchy po prostu zniknęły. Te słowa miały swoją rangę i moc.  Myślałam, że te duchy były złe, ale teraz  zastanawiam się czy pozory, które stwarzały, nie były po to, żeby mnie zmusić do ruszania się, że ich obłędny śmiech i próby zrobienia mi krzywdy były udawane. Przecież mogły ze mną zrobić wszystko. Wystarczyło ,żeby stanęli po dwóch stronach łóżka, nie dałabym rady się bronić. Może one mi pomagały?.
Kiedy zniknęły usłyszałam szum . Znalazłam się jakby w wirze powietrza  który był w środku wody i gdzieś mnie unosił. Ten wir wyrzucił mnie na czystej plaży na której było mnóstwo ludzi ubranych w różne  białe stroje. Popatrzyłam po sobie . O dziwo,  mimo, że byłam w wodzie,  byłam sucha, też ubrana byłam w biały strój jakiś taki grecko- rzymski ,przy skórzanym pasie miałam krótki miecz ,skórzane buty i byłam mężczyzną. Automatycznie podeszłam do białych żołnierzy i ustawiłam się w szeregu. Usłyszeliśmy głos , który mówił, że Pan Wody  potrzebuje naszej pomocy i wszyscy dostaniemy zadania do wypełnienia , a misja będzie niebezpieczna. Na początek zostanie wybranych dwunastu najdzielniejszych z dzielnych do zadań najtrudniejszych. Pomyślałam, że mnie to nie dotyczy. Jestem panikarą. Najpierw uciekam i się chowam , a potem patrzę i myślę co robić dalej. Ci którzy byli wywoływani, dumnie prężyli pierś i sprężystym krokiem odchodzili na bok. Przedostatni był wywołany japoński samuraj , typowy twardziel  i ku mojemu zdumieniu następna byłam ja. Wiedziałam ,że to ja chociaż pierwszy raz słyszałam to swoje nazwisko ( już go nie pamiętam) . Postanowiłam wyjaśnić pomyłkę idąc  automatycznie w stronę białego tunelu do którego zmierzali wszyscy wywołani. Tam po przydzieleniu zadania , robili kilka kroków i znikali. Dopiero zaczęłam się bać. Przyszła moja kolej, na tłumaczenie, że nastąpiła pomyłka, usłyszałam, że o żadnej pomyłce nie ma mowy i jeżeli wykonam zadanie, to wyzdrowieję i wrócę do moich bliskich , do rodziny, żywa. Taka jest stawka. Moim zadaniem było odszukać Chińskiego Smoka Życia, którego czas się kończy i przenieść go w bezpieczne miejsce , które sama poszukam, gdzie smok zniesie złote jajo. Smok umrze , ale z jaja które zniesie narodzi się nowy smok , który da Ziemi siły do odrodzenia się. Żeby tego dokonać muszę pokonać góry Czarnego Druida.
Po zrobieniu kilku kroków zostałam zassana przez powietrze i znalazłam się przed upiornymi górami. Czułam, że większość  czasu będę musiała w nich spędzić. Postanowiłam dowiedzieć się , skąd one się wzięły.
U podnóża gór była wioska w której mieszkał druid. Starał się on pomagać mieszkającym we wsi ludziom. Był szanowany przez wszystkich. Zdarzyło się, że do wsi przybył ksiądz. Zaczął prześladować druida, oskarżać o czary, szkodzenie ludziom. Część z mieszkańców odwróciła się od druida, zaczęła go szykanować  i w końcu staruszek uciekł . Ukrył się w górach razem z częścią mieszkańców którzy też zaczęli bać się poczynań  księdza. Wtedy ksiądz ogłosił ,że tych , którzy zostali nauczy swojej mądrości. Ci jednak poznali, że jego mądrość jest fałszywa, pozbawiona miłości i tolerancji. Wzgardzili jego darem. Wtedy ksiądz przeklął  góry i mieszkańców. Wylał z siebie całą złość która spowiła góry mrokiem, a ostatnich swoich wiernych wyznawców zrobił strażnikami gór. Odtąd zabijali, okaleczali , szkodzili oni każdemu , kto musiał przejść przez te góry. Udawało się to nielicznym.
Teraz z tymi górami musiałam się zmierzyć. Kiedy podeszłam bliżej zobaczyłam zło. Powiedzenie ,że ze strachu ma się duszę na ramieniu to mało powiedziane. Wchodząc w te góry czułam strach, panikę , zgrozę . Zło w coraz bardziej przeraźliwy , mroczny sposób było wszechobecne, przenikliwe , odbierające siły i nadzieję , przytłaczające. Nie potrafię opisać słowami tego z czym się zetknęłam. Ono było gęstniejące i coraz bardziej materialne. Miało się wrażenie, że można je dotknąć, kroić jak galaretę, dosłownie dusiło, zapierało oddech. Z każdym krokiem robiło się coraz ciemniej. Kamienie , które wydawały się pewne, zespolone ze ścianą , usuwały się spod nóg. Kiedy się chciało oprzeć o ścianę ta uginała się  wciągając do środka, lub wybrzuszała odpychając od ściany i spychając ze ścieżki. Robiło się coraz ciemniej. Musiałam poruszać się po czworakach po omacku. Cały czas było słychać przeraźliwe dźwięki  lub przedśmiertelne krzyki. Poruszając się w ciemności , bez możliwości wycofania, ponieważ ścieżka się zapadała, lub spadały za mną kamienie, wiedziałam ,że jeżeli zobaczę błysk oczu w ciemności muszę to coś natychmiast zabić, bo inaczej jeden z tych agonalnych rozpaczliwych krzyków , które rozdzierają ciemność będzie moim. I zabijałam. Mam tylko nadzieję , że żaden z tych błysków , które zobaczyłam w ciemności nie był oczami człowieka. Broniąc swojego życia zostałam zabójcą.
Był taki moment, kiedy weszłam na szczyt góry i zrobiło się trochę jaśniej. Głos który słyszałam na plaży, kiedy mówił o wybieraniu wojowników , kazał mi się rozejrzeć. Niebo było gęsto zakryte chmurami, które nie przepuszczały światła, ale gdzieniegdzie jeszcze przebijał  błękit. Z ziemi unosiły się gęste szare smugi które zakrywały te nieliczne już błękitne plamy. Pod niebem panowały ciemności i powietrze do którego  nie można przyrównać największego smogu. Było gorsze.
-To ludzka złość , która jest w ludziach – mówił głos. Kiedy zakryje całe niebo, obudzi się zło , które ogarnie świat. Będą się działy rzeczy potworne , które nikomu się nie śniły. Wtedy żaden polityk nie będzie miał na to wpływu. Żeby przetrwać będą się liczyły nie wpływy,  lecz umiejętności. Jeszcze nie całe niebo jest zakryte,..  Głos zamilkł a ja ruszyłam w drogę przez góry.
Czasami udawało mi się schodzić do dolinek . Pamiętam dwie.
W jednej musiałam podjąć decyzję co zrobić z Tytanami. Mówiąc szczerze miałam ich zabić, ale pozostawiono mi prawo decyzji. Tytany były złe , wręcz wściekłe na wszystkich i wszystko, ale ich złość wynikała z niewoli, była szczera, ale nie okrutna. Uwolniłam ich. Dużo ryzykowałam , ale uwolniłam. Był tam jeden Tytan na cienkim , długim łańcuszku. Chciał mi we wszystkim pomagać i doradzać. Słodycz kapała z jego ust, a ja miałam wrażenie ,że jak się odwrócę to wbije mi mój własny miecz pod żebra. Decyzję co do jego uwolnienia pozostawiłam Tytanom. Prosiłam tylko, że jeżeli go uwolnią, to chcę być daleko.
Druga dolina którą pamiętam , była jak z filmów Disneya . Schodząc do niej głębokim wyżłobieniem znalazłam krzaczek który wydawał się bezpieczny , pod którym mogłam odpocząć  a nawet się zdrzemnąć. Bo musiałam też odpoczywać. Kiedy zasypiałam w miejscu, które wydawało się bezpieczne , budziłam się w szpitalu. Kiedy zasypiałam w szpitalu, budziłam się tam gdzie zasnęłam. Takie dwa światy. Kiedy ulokowałam się w połowie drogi do doliny, zaczęłam wszystko dokładnie obserwować . nic nie wskazywało na jakiekolwiek zagrożenie, ale w głowie migała mi czerwona lampka. Było zbyt pięknie, bajkowo.  W dolinie stały nieruchomo duże figury  Misia Baloo, Myszki Miki, Królewny Śnieżki , krasnoludków i inne. Nagle Baloo lekko drgnął , cichutko sapnął. Posypały się na mnie i na dolinę kawałki świeżego , krwawego mięsa, resztki jelit. Wyglądało to tak , jakby ta żywa istota w ułamku sekundy została zmielona, rozerwana na kawałki , przez potężną sieczkarnię. Mam nadzieje ,że to co zabił nie było człowiekiem. Baloo to straszna maszyna do zabijania.
W górach spotkałam białego dragona. Wiem , bo był ubrany w strój z filmu „Pan Wołodyjowski”. Trudno powiedzieć, że byliśmy białymi rycerzami. Byliśmy brudni od trawy, ziemi i krwi. Niósł konar z którego ma się odrodzić Drzewo Życia. Musiał dla niego znaleźć bezpieczne miejsce , bo ma ono dać siły przyrodzie do odbudowy świata roślinnego, ale jak to drzewo wyglądało. Suchy konar z odstającymi płatami kory i kilkoma gałązkami z suchymi liśćmi. Biedna ta nasza Matka Natura.
Drugie spotkanie było tragiczne. Znalazłam Białego Samuraja. Nie żył . Był rozcięty na pół i wypatroszony. Przyznaję, boję się ludzi martwych, ale w tej krainie musiałam przywyknąć. Ludzi zabitych lub ich szkielety dosyć często spotykałam na swojej drodze. Na drodze którą szłam gościła śmierć. Jeżeli bym się wahała , zwlekała z reakcją, mogłabym zginąć, podzielić los samuraja. Obok niego był byk dziwnego koloru ,błyszczący,  wielkości cielaka, przypominał małe zebu. Skorzystałam z paska samuraja i wzięłam go na smycz. Nie mogłam go zostawić w tak niebezpiecznym miejscu. Na jednym ze szczytów na który weszłam , dowiedziałam się ,że to zwierzątko , to Święty Byk Wody lub Srebrny Byk Księżyca jak kto woli. Samuraj zabrał go z Indii.
 Hindusi czczą święte rzeki , ale zapomnieli, że święte rzeki które kochały ich bóstwa były czyste, każda woda czy to staw, jezioro , rzeka , morze, jest święta, ponieważ daje życie. Ich święty byk nie miał warunków do życia ,  wody są zbyt zanieczyszczone , tak jak większość wód na świecie , dlatego byk malał, ginął. Musiałam poszukać dla niego bezpieczne schronienie. Kiedy przyjdzie czas ,że wody na powrót staną się czyste a ludzie będą je szanować  to byk urośnie, nabierze sił i wróci. To było moje drugie zadanie.
Po wykonaniu zadania, wróciliśmy na plażę. Było nas trzech, ale może pozostali wrócili już wcześniej  , albo później. Może nie wrócili wcale i inni rycerze poszli dokończyć ich misje. .Usłyszeliśmy głos , który nam dziękował , kazał dochodzić do zdrowia i powiedział , że o wszystkim zapomnimy. Powiedział, że na znak , że misja się udała , kiedy wrócimy do domu spadnie rzęsisty deszcz, który sprawi nam radość. Musiałam przejść przez metalową błękitną bramę do błękitnego namiotu. Tam lekarz mnie zbadał, nasmarował maściami, dał coś do picia i wir przeniósł do szpitala.
Znowu się obudziłam, ale wiedziałam ,że teraz będzie wszystko dobrze, wrócę do zdrowia , tylko muszę dużo odpoczywać. Nic z tego. Na drugi dzień przyszli rehabilitanci  i wtedy się przekonałam że nie mogę stać, nawet siedzenie jest problemem. Oni mi pomogli i kiedy za trzy dni wychodziłam do domu potrafiłam już kilka sekund stać i dzięki temu mąż z synem posadzili mnie na krzesło i wywieźli ze szpitala. Bardzo jestem za to jestem wdzięczna rehabilitantom. Pokazali mi co mam robić , żeby pokonać własne słabości. Strasznie mnie wymęczyli , ale na nogi postawili.  
Wieczorem, kiedy wróciłam do domu spadł rzęsisty deszcz. No nie uwierzycie. Upał , przeszło trzydzieści stopni, żadnej chmurki na niebie , nawet obłoczka, a tu deszcz. Sama siebie przekonywałam, że wydarzenia w tamtej krainie były tylko snem . Koszmarnym, wyczerpującym ,ale snem który wywołała moja choroba, a tu spadł deszcz z jasnego nieba. Sama nie wiem co o tym myśleć. Jednego jestem pewna. Gdyby nie wiedza i współpraca lekarzy różnych specjalności, troskliwa opieka pielęgniarek , wsparcie i życzliwość salowych to mogłam mieć spore problemy z pokonaniem Czarnych Gór i powrotem do domu.
Zostałam ponownie wezwana do Krainy Pana Wody . Przyczyną wezwania była moja pamięć. Mówili, że tak nie powinno być, powinno być wszystko wykasowane. Przebadali mnie jakimiś maszynami w błękitnym namiocie. Myśleli, że mnie uśpili, ale słyszałam jak mówili, że to co pamiętam jest bardzo wybiórcze, nawet jak komuś powiem i tak nikt nie uwierzy. Stwierdzili ,że jestem uparta jak osioł, ale i tak czas zrobi swoje. Pocieszali się, że to ,co zostało w moim mózgu jest nieistotne i nikomu nie zrobi krzywdy.
Podsłuchałam jak się martwili, że Pan Wody jest niewyraźny i jego stan się pogarsza, Pani Ziemi i Pani Powietrza są chore i ich stan jest coraz cięższy , tylko Pan Ognia jest w swoim żywiole i rośnie w siłę.
Zapisałam wszystko co pamiętam, ale czuję ,że znowu w tamtej krainie będą się martwić . Sorry , czas robi swoje, zapomnę, czuję to, niech Pan Wody się nie martwi .
PRZYPOMNIAŁO MI SIĘ
v  Wszyscy- cała dwunastka bez względu na rodzaj wojska mieliśmy takie same buty. Były wykonane z dwóch grubych kawałków skóry , były wiązane po bokach łydek. Miały grube podeszwy. Przedni płat był długi za kolano. Podeszwy miały wzór , który powodował lekkie przysysanie się podeszw do gładkich powierzchni. Uniemożliwiało to poślizg. Chodzenie w nich nie wywoływało żadnego dźwięku. Nie miały obcasów.
v  Wchodząc na łąkę – polanę,  też poruszałam się po czworakach. Można było szybko położyć się na ziemi w razie niebezpieczeństwa, ukryć w trawie . Na łąkach były ukryte torfowe rozpadliny i bagna, po czworakach łatwiej było je znaleźć i się wycofać z niebezpiecznych miejsc.
v  Kiedy zasypiałam pod jakimś krzakiem, za kamieniem, budziłam się w szpitalu , ale zasypiając w szpitalu budziłam się tam gdzie zasnęłam. Przecież kiedy budzisz się z koszmaru i zasypiasz, śni się coś innego, albo po prostu nic się nie śni. To było jak nie kończący się koszmarny serial.
v  Ten sen w naszym świecie trwał około tygodnia. W tamtym świecie około miesiąca. Nie mam przelicznika, ponieważ większość czasu tam spędziłam w mroku lub ciemnościach.
v  Opisałam wszystko co pamiętałam, nic nie zmieniłam, nie wiem co o tym myśleć. Nie będę tego przerabiać, nie potrafię , nic więcej nie pamiętam a nawet niektóre fakty już zapomniałam . Istnieją tylko w zapisie. Nie wywołują już emocji.

Nie chciałam wracać do tej strony. Wspomnienie ciągle boli. 14.04. 2022 noc. Zostałam wezwana.Powiedziano , że jeżeli napisałam tyle , to mam dopisać to co wyrzuciłam z pamięci. Znalazłam się w wąwozie przed wodospadem. Byłam już tu kiedyś. Poznaję to miejsce. Wodospad jest gładki jak ekran telewizora. Nic nie słychać, żadnych dźwięków, żadnych świateł. To jest surrealistyczne  Na wodospadzie wyświetlają się obrazy powodzi, tsunami, pożarów, wybuchy wulkanów, zniszczone domy, zniszczone lasy a raczej ich resztki, Leżące stada martwych zwierząt, ptaków, martwe ryby unoszące się na wodzie. Skala tych zjawisk jest potężna. Są też martwi ludzie. Sporo. Noszą ślady kanibalizmu. Dlaczego tak myślę?Ślady na mięsie uciętym nożem są inne , niż mięso ugryzione zębami.Głos mówi,że nadejdą czasy, kiedy ludzie rozpoczną masową wędrówkę. Politycy i polityka straci na znaczeniu. Kościół też straci na znaczeniu. Fałsz , kłamstwo, obłuda pokażą swoje gęby . Nic nie będzie takie jak myślimy Pieniądze , majątki nie będą miały znaczenia. Z ludzi wyjdą najgorsze węże Liczyć się będzie przeżycie Nikt nie będzie umiał nad tym zapanować. Ci , którzy przeżyją będą musieli odnaleźć i zrozumieć "mózg i serce", wtedy ziemia się odrodzi. Jeżeli to prawda , to mam nadzieję,że moja rodzina tego nie doczeka. 
Może jest gdzieś ktoś kto to rozumie i temu zapobiegnie. Przecież nadzieja umiera ostatnia.Pomyśleć ,że nie oglądam horrorów , ponieważ się boję. Chyba najstraszniejszy horror przy tym to mały pikuś.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz