Bajki, Gadki, Wspominki


Ta część powstała w 2013 roku
BAJKI, GADKI I WSPOMINKI

              Mijają dwa tygodnie jak wyszłam ze szpitala. Babcia ma do mnie żal , że przez swoją głupotę złamałam nogę w kolanie . To nie jest tak jak myśli, ale w ogólnym zarysie ma rację. W szpitalu jedenaście dni czekałam na operację. Nogę złamałam w czwartek wieczorem. Miałam nadzieję ,że nic się nie stało, ale ból w kolanie nie dał mi w nocy spać. Rano postanowiłam zamówić wizytę lekarza rodzinnego. Zaczął się koszmar. Nie wiem która z nas była bardziej bezradna, rejestratorka czy ja. O jedenastej postanowiłam pojechać do szpitala. Tam z przyjęciem i formalnościami na szczęście nie było problemu. W sumie byłam dwadzieścia dni na oddziale. Przyznaję ,gdyby nie pielęgniarki byłoby ciężko. Po powrocie popatrzyłam na święty obraz wiszący na ścianie i doszłam do wniosku, że jeżeli Pan Bóg stworzył człowieka na obraz i podobieństwo swoje to jednak popełnił drobny błąd – nie uwzględnił moich pomysłów.   

               Dzisiaj rano w pokoju latało coś molo-podobnego . Moje kochanie ukatrupił go packą na muchy. Trudno . Mord mordem ,instynkt polowania ,chęć posiadania trofeum,  ale czy faceci muszą mieć przy okazji trupa na pół ściany?

              Do sąsiada który ma zakład porcelany przyjechała szkolna wycieczka. U nas jest jedyna we wsi krowa . Traf chciał bydlątko ryknęło. Na to dziecko , które nauczyciel trzymał za rękę (widocznie nadpobudliwe) zaczęło:
-Prose pana ,prose pana, co to było, co to było?
-Krowa.
-Prose pana . prose pana, a co ona je, co ona je?
Na to nauczyciel zmęczonym głosem „Wyłącznie schabowe”.
Szczęka mi spadła poniżej podłogi.


„ WIOSENNY DESZCZ”
Popatrz wiosenny deszcz srebrnymi kroplami mży,
A w deszczu tym cieplutkim idziemy ja i ty
Deszczyk cichutko puka, w młodziutkich listkach gra.
My mamy mokre głowy , kałuża wodą łka.
Tak przecież miło jest iść i uśmiechać się.
Patrzeć jak budzi się Zycie gdy pada wiosenny deszcz.
Już koniec, nie pada deszcz, już cisza wokół trwa
I tylko w trawie błyszczy ostatnia deszczowa łza.

              Znowu się zachmurzyło. Chyba zacznie padać . Poprosiłam syna , żeby zebrał pranie . Kochany chłopak., nie marudzi tylko robi o co poproszę. Drogą idzie jakaś młoda matka i pcha wózek w którym kaprysi dziecko. Jest zdenerwowana, spieszy się. Do głowy przyszła mi taka prosta bajka:
Słonko za chmurami dzisiaj się ukryło.
Dlaczego? Bo się wstydzi. Pewnie coś spsociło…
             
              Zastanawiam się, kto naprawdę wie jak wychować dziecko. Przecież nikt nie jest idealny, my też . Tyle jest mądrych książek. Czytamy je, a nasze dziecko do nich nie pasuje .Jest inne, inaczej patrzy na ten świat który nawet nam coraz trudniej zrozumieć. To co dla nas było ważne, dla nich znaczy mniej. I co nam zostaje? Rozmowa, dyskusja, negocjacja ale i żart, śmiech, czasami wspólne wygłupy, przeprosiny, przyznanie się do błędu. Naszego błędu. Wspólne przygotowanie posiłku, upieczenie placka, naprawa roweru, danie starego budzika do naprawy synowi i radość ,że naprawił, że chodzi, że na leżąco? Czy to aż takie ważne? Potrafił! Rety! Ten budzik świeci jak latarnia morska!

·       „ŚWIT”
Jak niebo lekko pojaśnieje i cisza wszędzie zalega,
wszystko co żyje stoi i patrzy i wszystko co czuje czeka.
Potem w różowej barwie coś błyśnie. Ptak zanuci swą pieśń.
Już niebo jak czerwone wiśnie ,rosa się błyszczy wśród traw i drzew.
Las cały się pieśnią zachłysnął, śpiewaków tysięcy gniazd.
Bo słońce już widać a rosa lśni, jak milion srebrnych gwiazd.
Wnet zniknie to wszystko a  złota kula, ogrzeje każdy pień.
Dlatego wszyscy co żyją się cieszą, bo nowy czeka ich dzień.

              Na gałęzi siedzi szpak, taki tłusty zadowolony z siebie, a ja patrzę ,słucham jego skrzeku, wspominam Cezara. Cezara znalazła Babcia. Wyglądał jak skrzyżowanie ptaka z jeżem. Ale głosik to on miał. Bez strachu, skrzekliwie wrzeszczał o poszanowanie swoich praw. Nie mieliśmy nadziei , że uda się go wychować. Szukaliśmy dla niego dżdżownic, pędraków, poiliśmy pipetą. Uwielbiał duże tłuste pędraki szukane w starych trocinach. Łykał je , aż mu oczy na wierzch wychodziły, a dziób i gardło rozciągały się do niesamowitych rozmiarów. Potem syty siadał na kijku , przymykał oczy z zadowolenia, tyko wole mu się poruszało i wydymało przez chwilę. Nie lubił klatki ,wolał siedzieć na wierzchu, a jak nauczyliśmy go fruwać, na meblach albo karniszach. Kiedy zostawał sam płakał , po szpaczemu ale przejmująco smutno. Za to, jak tylko kogoś zobaczył jego radość była przeogromna. Siadał na ramieniu, przytulał się, czule szczebiotał , gładził włosy albo podszczypywał ucho. Uwielbiał żółty ser, kłócił się o każdy kąsek do upadłego, kradł z chleba, albo tak się przymilał, jęczał ,aż dostał. Drugą jego słabością była kiełbasa. Kupiłam kiedyś w sklepie i położyłam na stole. Nie zauważyłam Cezara w kuchni. Zadzwonił telefon .Kiedy wróciłam Cezarek zdążył wciągnąć pół kiełbaski. Był tak ciężki, że nie mógł na mój widok poderwać w górę ogona. Jak on wtedy przepraszał , ale on był głodny , i żeby pokazać jaki był głodny to szybko zjadł pozostały kawałek. Przez pół dnia siedział jak klucha na swoim kijku, posapywał z przejedzenia ale wieczorem już zrobił normalną wojnę o ser. Wybaczaliśmy mu wszystko, nawet to ,że jak każdy szpak był brudasem , paskudził gdzie tylko się dało, ale taka jest szpacza natura. Wybaczaliśmy , bo w tym małym ptasim ciałku była wielka , odważna i kochająca dusza. Cezar nie dożył jesieni, nie odleciał do ciepłych krajów . Zmarł nagle. Okazało się ,że miał wadę serca. Serdecznie go opłakaliśmy .

                                                
Gwiazdy ,to przyjaciele ,choć świecą bardzo wysoko.                                                                                             W ciemnościach dodadzą otuchy. Pokażą którą iść drogą.

              Już bardzo dawno  ludzie zwrócili uwagę na gwiazdy, tworzyli o nich mity, układali wzory , nadawali nazwy. Wierzyli , że życiu jednego człowieka towarzyszy  gwiazda na niebie i spada ona w chwili jego śmierci. Szukano tych gwiazd, na podstawie układu gwiazd w chwili narodzin tworzono horoskopy. Budziły lęk i nadzieję. Dzisiaj również budzą emocje gwiazdy i różne zjawiska zachodzące na nocnym niebie. Jeżeli tylko jest taka możliwość ,lubimy czytać o nich i je obserwować . Często jest to jednak niemożliwe. Niebo jest zachmurzone. Szkoda. Wiele z tych zjawisk jest widoczna co kilkadziesiąt lat. W sierpniu z dziećmi pilnujemy spadających gwiazd ,mówimy po cichu różne życzenia ,wiemy ,że się nie spełnią , ale tak naprawdę kto to wie, są przecież rzeczy których się ludziom nie śniło. Fajnie jest w tym zwariowanym, zagonionym świecie znaleźć czas na odrobinę magii.

Byłam na kontroli u lekarza. Patrzy w moją kartę i widzę, że mnie nie kojarzy.
- Jestem tą pacjentką co spadła z drzewa- podpowiedziałam mu.
-A on popatrzył na mojego męża i mówi do niego:
-Niech Pan żonie kupuje Red- Bulla. Zaczęli się śmiać.
Cóż poczucie humoru u facetów , zdecydowanie przewyższa ich wagę.



Każde dziecko o tym wie,
Mamy siedem dziurek w głowie,
Dwie dziurki w nosie do wąchania,
Dwie mamy w uszach do słuchania,
Oczkami świat oglądamy
Buzią smaki czujemy, rozmawiamy.
Po co to wszystko ?
By głowa mała najpierw pomyślała,
potem co powie, dobrze wiedziała.
             
              Właśnie to jest ciekawe. Jako małe dzieci poznajemy świat przy pomocy zmysłów. Pilnujemy , żeby nasze maluchy nie wtykały byle czego do uszu ,ust albo nosa. Nie zauważamy ,  że one są łakome na bodźce. Całym swoim ciałem ,każdym zmysłem chłoną świat. My nie rozumiemy dlaczego one płaczą, co tak te nasze maluchy śmieszy. Przecież nic się nie dzieje ,nie ma powodu do takiej reakcji. Robimy się ślepi, głusi, obojętni. Zabiegani, zmęczeni codziennym życiem, zamykamy swoje zmysły na świat. Przestajemy zauważać innych ludzi, towarzyszą nam codzienne troski, zmartwienia. Może warto przypomnieć sobie małe radości i przywrócić kolory , zapachy, dźwięki świata. Ludzie wierzący marzą o raju po śmierci. Może niepotrzebnie. Może przestaliśmy zauważać, że mieszkamy w raju. Nie słyszymy śpiewu ptaków , nie zachwycają nas wschody i  zachody słońca, przestaliśmy czuć zapachy roślin. Kto przytula się do drzew , żeby poczuć ich ciepło lub usłyszeć cichy szum ich soków?  Wchodząc do lasu nie dostrzegamy cudownej gry świateł w gałęziach, nie słyszymy odgłosów zwierząt (zagłuszamy je własnym ,osobistym hałasem )  a pająk i jego misterne dzieło budzą w nas odrazę. My nie zostaliśmy wygnani z raju . Staliśmy się tylko ślepi, głusi  i ile możemy niszczymy to , co jeszcze z tego raju zostało.
„SKARB”
W świetle poranka, pomiędzy gałęziami
wisi skarb nad skarbami.
Nitki srebrzyste w misterny wzór utkane,
kroplami brylantów ubrane.
Błyszczą i mienią się barwami
Z pasa tęczy i uśmiechu jutrzenki.
Lecz kruchy ten klejnot
Nie ozdobi żadnej panienki.

              Pojechaliśmy na targ kupić dzieciom krótkie spodnie. Córunia raz dwa poszukała sobie dwie pary fajnych spodenek. Kochane dziecko, muszę przyznać , że ma gust. Za to młody , pokazał co to znaczy marudzić. Nic mu nie pasowało . Wreszcie jeden ze sprzedawców go obmierzył i wybrałam mu dwie pary. Cała drogę do domu był jak jeż z kolcami na sztorc. Po powrocie po dłuższym czasie stał się cud. Wszedł do naszego pokoju z uśmiechem, spodenki miał ubrane. „Policzyłem, jedne mają jedenaście a drugie piętnaście kieszeni ‘’- obwieścił z dumą i wyszedł. No tak. Olśniło mnie. Facet w kieszeniach nosi prawie cały warsztat. Teraz już wiem . Chłopakom kupuje się najpierw kieszenie a potem resztę spodni.

              Strach towarzyszy ludziom i zwierzętom  od początku życia . Każdy jednak boi się czegoś innego. Nie rozumiem dlaczego strach ,lęk,  budzi wesołość innych. Lęk też może być motorem postępu. Nie było mi do śmiechu , jak kozioł ważący sto trzydzieści kilo skakał ze strachu na dwa metry w górę i obijał się o ściany bo zobaczył mysz. Dobrze, że udało mi się go uspokoić i namówić kota żeby mu tę myszkę zabrał. Świetnie Ferdka rozumiałam. Sama boję się gryzoni i wysokości.  Widziałam kobietę która zemdlała bo zobaczyła motyla. To, że ktoś się czegoś boi to naturalne. Człowiek bez strachu jest nieobliczalny i niebezpieczny. Co innego zrozumieć lęk, starać się do pewnych granic go opanować. Uczucie to też ma swoje barwy. Szkoda , że lęk podobnie jak zmęczenie ma szare odcienie.


·       „MROWISKO”
W mrowisku obok sosny, Każda mrówka się uwija,
Bo wszystkie te mróweczki, to jedna wielka rodzina.
Wiedzą ,że lato wnet minie, nastaną chłodne czasy
Więc dla tej wielkiej rodziny , muszą zgromadzić zapasy.
Przypatrzcie się mrówkom, widzicie?
Wy chcecie wszystko sami . Co tam brat, siostra, tata…
A mrówki żyją w gromadzie i jedna drugiej pomaga.
Pracuje każda po cichu, nie marudzi, nie sarka
Bo wie, że w gromadzie siła. Wytrwa, zimę przetrzyma.


·       „SEN PAJĄKA”
Płyną srebrne nitki, czepiają się wszędzie,
A tam gdzie się zawieszą, pająk dom mieć będzie.
Nie będzie to dom przestronny z wszelkimi wygodami
Lecz domek malutki, cieplutki, w  małym krzaczku schowany.
W tym domku malutkim, cieplutkim śpi wtulony w poduchy.
Łakomczuch, śnić będzie do wiosny o pysznym obiadku z muchy

Zdarza się, że naszemu dziecku coś nie wyjdzie. Niby na niego mruczymy , mamy żal. Prawimy morały, ale zdajemy sobie sprawę , że na niepowodzenie składa się wiele czynników. Splot różnych okoliczności , czasami także nasza wina albo zwykły pech. Psychika młodego człowieka jest bardzo chwiejna i podatna na różne wpływy. Dobrze, jeżeli jego najważniejszym doradcą i pocieszycielem jesteśmy my.
POCIESZENIE
Popatrz w lustro, widzisz , pada deszcz. Po policzku krople toczą się.
Nie płacz dziecko, osusz łezki swe. Już w ramionach mama tuli Cię.
 Całą miłość składam w rączki Twe, czule szepczę, że też kochamy  Się,
Już się nie bój , mija trwoga zła , bo obroni ciebie zawsze siostra twa.
Niech wiatr wieje, burza toczy się, tata dzieci broni, każdy o tym wie,
Więc uśmiechnij się serduszko me. Niech na Twojej buźce słońce bawi się.

              Moje słoneczka mają ogródki kwiatowe, żeby się nie kłócili, to każdy ma swój. Mają mało czasu na ich pielęgnację , ale pomagam im jak mogę . Sieję kwiaty, wsadzam cebulki, byliny . W sumie jakoś to wygląda. Mamy dwa psy- prawie jamniki , Norę i Osę. Ich imiona dokładnie odzwierciedlają charaktery  tych zwierzątek. Dziadek kupił jesienią cebulkę luksusowego kwiatka. Wyjątkowo olbrzymie cebulisko. Została posadzona komisyjnie na honorowym miejscu. Pozostałe cebulki krokusów, żonkili, tulipanów , tam gdzie było miejsce. Rano cebula tkwiła na dosyć sporej kupce wykopanej ziemi.  Zasypałam dziurę, posadziłam cebulę. W południe cebula była wykopana. Zasypałam dziurę, posadziłam cebulę i kilka mniejszych cebulek które Norcia wykopała. Na drugi dzień psina się postarała i wyryła dziurę na pół ogródka, zasypałam. Sytuacja powtarzała się codziennie jak dzień świstaka. Wreszcie psinka pokazała na co ją stać. W pierwszej chwili myślałam, że mam halucynacje. Przed domem była ogromna góra ziemi. Normalnie Himalaje mi wyrosły. Zwierzątko chyba ryło całą noc. Zasypałam , zagrabiłam. W końcu jamniki tak mają, muszą kopać, taka jest cecha ich rasy. Cebuli nie znalazłam.  Wiosną urosło kilka  kwiatków , tych które ocalały z pogromu i honorowo, na samym środku ogródka ogromne liście kwiatka który był przyczyną mojej wojny z Norą. Nazwałam go Pancerny. Na porządny ogródek kwiatowy poczekam sobie z piętnaście lat, chyba, że trafi mi się kolejna Nora, wtedy poczekam jeszcze dłużej.

              Mam czas więc przepisuję mój zeszyt z przepisami. Chyba takie coś ma każda kobieta. Jest podarty, poplamiony i przywołuje wspomnienia. Przypomniał mi się przepis na prosty placek. Znalazłam go w książce. Prosty, szybki, wszystko do jego zrobienia miałam . Zrobiłam . Pachniał pięknie, wyrósł cudownie.  A ten jego kolor. Na sam widok ślinka ciekła. Po wyjęciu z formy okazało się , że nie da się ukroić nawet kawałeczka. To była prawdziwa guma. Żeby się nie denerwować na sam jego widok , postanowiłam wyrzucić go kurom. A co, niech się z nim uganiają. Wyszłam z nim na podwórko. Zapomniałam , że nasz pies As bardzo lubił placki. Chyba wyczuł go z daleka, podbiegł do mnie od tyłu, złapał placek zębami i pociągnął. Placek się naciągnął więc go puściłam . Rety, walnął (nie uderzył) go z takim plaskiem w pysk , aż biedak jęknął i usiadł na ogonie. Chyba go lekko zamroczyło. Uciekł potem z tym ciastem pod deski, a ja musiałam go cały tydzień przepraszać i przekupywać łakociami , aż tak się na mnie obraził.


·       „ŁOBUZIAK”
Mam dzisiaj mokrą głowę, dziurawe buty dwa,
Mamo, ty się nie gniewasz?
Wcale nie jesteś zła?
Chociaż przygód tyle ,co chwilę kusi mnie,
Rozbite łokcie bolą, Ty wtedy tulisz mnie.
Mówią , że jestem łobuziak , we wszystkie kąty się pcham .
Przecież jestem ciekawy. Wszystko chcę dotknąć sam.
Jak spotka mnie coś złego, jak płaczę , jest mi źle
Wtedy mnie mamo przytulasz
Mamusiu… Kocham Cię.

              Może jestem zbyt wyrozumiałą matką , ale dość dobrze pamiętam swoje dzieciństwo. Byłam wiecznie umorusanym z poobijanymi kolanami i łokciami dzieciakiem. Zamiast korzystać z furtki jak cywilizowany człowiek , po prostu przechodziłam przez płot w miejscu, w którym akurat się znajdowałam . Zdarzało się , że coś poszło nie tak i wisiałam na płocie jak żaba, a mama biegła mnie odczepiać. Przecież przechodzenie przez furtkę było zbyt proste i bardzo prozaiczne. Moje chodzenie po płotach i drzewach miało wyraźny wpływ na rozwój pobożności świadków moich wyczynów. Ich okrzyki w rodzaju „Matko Boska” czy „O Jezu” dosyć często mi towarzyszyły.  Drugim strapieniem mojej mamy był mój dziwny apetyt.  Oprócz normalnych posiłków jadłam garściami  sól , piasek, tynk ze ścian. Moi rodzice zbaranieli kiedy odstawili moje łóżeczko od ściany (które dla jej bezpieczeństwa obili materiałem) bo okazało się , że wyjadłam cały tynk łącznie ze szparami między cegłami. Moja siostra była zawsze była grzeczna , dokładna, czysta, usłuchana, a ja jak było coś zakazane to musiałam osobiście sprawdzić dlaczego . Nawet jak ona coś spsociła to i tak szło to na moje konto. Moja siostra zawsze była najlepszą uczennicą w szkole a ze mną to różnie bywało. Pierwsza za to wiedziałam gdzie kocica ma młode i ile, gdzie ptaki mają gniazda i czytałam ślady zwierząt . Wiedziałam co na łące można zjeść bez szkody dla zdrowia. Kiedy szłam do szkoły, to w towarzystwie psów z mojej części wsi . Możecie mi wierzyć, że nauczyciele nie cieszyli się na ten widok.

·       „BURZA”
Cisza. Wszystko zamarło. Jest tylko gorąco i parno.
Dopiero co było gwarno wśród ptasich zwierzęcych stad.
Wtem zerwał się silny wiatr, wścieka się w szczeliny wciska kurz!
Zamarł… Czeka…  Błysnęło już!
Zerwał się z wściekłością na nowo! Szaleje wręcz huraganowo!
Deszcz się zachłysnął ulewą!  Obmywa liście trawom, drzewom…
Zagrzmiało i błysnęło,    aż w  ziemi coś jęknęło..
Wtem burza zmalała, przyklękła..
Cisza… Zasłona chmur pękła.
Koniec … Już po burzy
Zostało kilka kałuży.
              Lato to okres burz, więc nasz dzień zaczyna się od sprawdzania w Internecie godzinowej prognozy pogody. Będą te burze czy nie będą , jak zaplanować dzień? Strasznie się ich boi moje słoneczko , córunia. Chodzi niespokojna, dużo mówi , widać że się niepokoi. Staram się ją uspokoić, że przejdzie bokiem, że niech sprawdzi skąd idzie burza i skąd wieje wiatr.   W naszych czasach , też zdarza się , że w trakcie burzy giną ludzie. Nie schowali się na czas, wybrali złą kryjówkę, nie docenili siły i możliwości przeciwnika.  W czasach kiedy pracowałam i do pracy dojeżdżałam rowerem zaskoczyła mnie w lesie burza, starałam się jak najszybciej opuścić niebezpieczny teren bo pioruny mocno biły w pobliżu. Pocieszałam się, że rower ma gumowe koła ,więc jest izolowany. Przede mną jechał rowerem facet. Też się spieszył. Już wyjeżdżał z lasu i był przy torach , kiedy porządnie huknęło . Metalowe części od jego roweru po prostu się poskręcały. Jemu na szczęście nic się nie stało. A swoją drogą szczegółowe prognozy pogody często się nie sprawdzają. Burze przychodzą przed czasem , albo po wyznaczonym terminie. Widocznie nie mają zegarka. Biedni meteorolodzy tego nie przewidzieli.

              Wykąpałam  moje pieski , wytarłam, wysuszyłam, wypuściłam na trawę, gdzie jeszcze się wytarzały i z  błogim wyrazem na pyskach wystawiły brzuchy do słońca. Po jakimś czasie zniknęły, chodzą przecież gdzie chcą , teren jest ogrodzony, nie przeczuwałam niczego złego.  Kiedy się pojawiły dosłownie dech mi zaparło. Nie wiem co użyły jako psich perfum, ale czuć je było  z odległości kilku metrów. Miały taki wyraz mordek , jakby użyły najdroższych perfumy  „COTY” albo ”CHANELL  5”. Normalnie opary się z nich unosiły. Co robić? Ubrałam gumowe rękawice i mimo ich protestów i jęków wychlapałam je w deszczówce która na szczęście była w ogrodowej wannie. Smród trochę zelżał. Wniosek, są gusta i guściki. To co jednych doprowadza do szału dla innych jest szczytem elegancji, to tylko kwestia smaku i przyzwyczajeń .


              Dzisiaj mija trzydzieści osiem dni jak złamałam nogę. Jak sobie radzę ? Mam kłopoty z równowagą przy posługiwaniu się kulami, zresztą zawsze tak miałam. Wszyscy przeszli po równoważni a ja zawsze spadałam . Skakania na skakance też nigdy nie opanowałam. Jeżdżę na krześle od komputera. Odpycham się naprzemiennie lub równocześnie nogami w zależności od kierunku jazdy. Mogę też już klękać, więc ćwiczę na czworakach żeby porozciągać mięśnie. Mam wysokie łóżko więc macham sobie nogami jak za najlepszych dziecięcych lat. Teraz się to podobno nazywa „choroba niespokojnych nóg” , ale to najlepszy sposób na przykurcze i zrosty. Jeżdżę bez ortezy, więc mięśnie pracują równomiernie. Półpompki pozwolą mi utrzymać siłę rąk . Robię więc wszystko, żeby kiedy przyjdzie pora stanąć na nogach i ruszyć do swoich obowiązków a nie być słabym , lejącym się flakiem. Razem z dziećmi opanowaliśmy sposoby pokonywania progów. Czyli dajemy radę i do przodu. Do upartych świat należy, ale bez przesady.

              Każde zwierzę ma prawo do swojej indywidualności. Ma swoje prawa, ale i obowiązki. Koty mają łapać myszy, psy pilnować naszego bezpieczeństwa. My odwdzięczamy się im kąpielą, szczepieniami, czystymi , ciepłymi budami, i regularnymi posiłkami. Ze swobody korzystają w granicach rozsądku, bo teren jest ogrodzony , a gryzoni znajdują  pod dostatkiem w ogrodzie.
              Najwolniejszym kotem w naszym stadzie był  Biały Kapeć. Tego kota nawet koniec świata nie zmusiłby do pośpiechu. Był  typowym alergikiem. Jak tylko zaczynały kwitnąć kwiaty, on już kichał, smarkał, sierść miał w opłakanym stanie . Wyglądał jak szkielet ubrany w zbyt luźne futro, tylko grzechotania kości nie słychać. Za to po pierwszych przymrozkach kocisko zdrowe, pręży mięśnie przed kotkami. Miał on swój sposób na łapanie myszy. Pełznął  od mysiej jamki do mysiej jamki i je obwąchiwał. Wyglądało to tak: najpierw idzie łeb , za nim ciągnie się grzbiet, dołączają łapy i na końcu z przyzwyczajenia sunie ogon. Wyglądał  jak lunatyk w wiecznym transie.  Przy wybranej kładł się , zapadał  w drzemkę. W pewnym momencie  wsuwał łapę w jamę i wyciągał mysz. Konsumował ją lub oddawał młodym kotom i już pełznął pod kolejną jamkę. Po kilku myszkach spał na słonku aż do pory karmienia. Uwielbiał gotowaną marchewkę , wyławiał ją ostrożnie z miski pazurkami . Kiedyś na obiad przyszedł z żywą myszą w zębach. Kiedy zobaczył marchewkę w rosole szybko mysz przydepnął łapą ,a drugą łapą powyciągał wszystkie marchewki. Tak się nimi najadł , że mysz zostawił młodym kotom do zabawy.
              Kruczek był kotem całą gębą. Babcia mówiła o nim Pan Kot. Miał swoje zdanie i swoje obowiązki. To on razem z nami kiedy oprzątaliśmy zwierzęta obchodził wszystkie pomieszczenia. Czekał spokojnie na otwarcie drzwi i z wielką gracją i godnością wchodził gdzie chciał. Myszy nie miały żadnych szans. Wyłapywał wszystkie. Tak samo bez względu na pogodę obchodził obejście od zewnątrz. Wszystkie koty się chowały przed ulewą, a on szedł , bo taki był jego obowiązek. Łaskawie od czasu do czasu dawał się pogłaskać, ale dawał do zrozumienia, że to tylko zawracanie mu głowy. Był jak żołnierz na wiecznej warcie. Zginął tragicznie. Leżał martwy na korytarzyku pod schodami. Nikt nie wie co się stało. Poszedł na wieczną służbę do krainy po drugiej stronie tęczy. Brakuje mi go. Żaden inny kot nie potrafi go zastąpić.

              Kotem, który też na zawsze pozostanie w naszej pamięci to Bolto. Jego historia na zawsze będzie dla nas ostrzeżeniem . Był kotem na schwał. Lubił towarzystwo ludzi . Był bardzo tolerancyjny, dla wybryków dzieci . Nigdy nikomu nie pokazał pazura, na nikogo nie prychnął. Skusiłam się na nasiona kocimiętki. Miała ładnie pachnieć, być rośliną miododajną i ziołem. Nie wiem czy to prawda. Kiedy trochę urosła Bolto zaczął ją jeść. Najpierw był wesoły , łasił się do wszystkich, potem zaczynał dokazywać i psocić . Wyglądało to nawet zabawnie. Tylko w chwilę potem robiła się z niego dzika bestia , a na koniec leżał nieprzytomny, bezsilny i ośliniony jak dziecko. Uzależnił się od kocimiętki. Już wkrótce stale był na haju. Zaczął podupadać na zdrowiu. W chwili szału zaatakował samochód . Nie zdążyliśmy go zatrzymać. Nie, nie zginął na miejscu, nie mogliśmy mu pomóc bo był jak oszalały. Atakował nas , próbował gryźć. Uciekł. Wrócił jeszcze na drugi dzień żeby najeść się kocimiętki. Zdechł przy niej. Wszyscy na własne oczy zobaczyliśmy do czego mogą doprowadzić narkotyki. To co na początku wydawało się zabawne stało się straszne. Mogę mieć tylko nadzieję , że nikt w mojej rodzinie nie sięgnie po takie draństwo w żadnej postaci.

CZEKANIE NA MALEŃSTWO
Jesteś jeszcze w brzuchu mamusi, jak dotykam Cię , Ty ruszasz się.
Wiem, że jesteś małe, słabiutkie, lecz się nie bój będę bronić Cię.
Jesteś bratem, czy siostrą … nie wiem. Lecz maleństwo, ja kocham Cię.
Chcesz, odstąpię Ci moje łóżeczko, mam zabawki , chcesz , dam Ci je.
Kiedy już się urodzisz, to nie płacz, lecz wesoło roześmiej się,
A ja przyjdę wtedy do Ciebie .  Pierwszy raz przytulę Cię.
              Czekanie na pojawienie się nowego członka rodziny budzi zawsze wiele emocji. Obojętnie czy to jest nowa synowa , mąż córki, teściowie . Zawsze jest strach. Jacy będą, czy mnie zaakceptują, jak się dogadamy, jak to będzie? Ale wielkie emocje budzą się na wiadomość o pojawieniu się nowego członka rodziny. Pierwsza jest radość , potem pojawia się pierwszy odcień strachu. Czy wszystko będzie dobrze, czy jest zdrowe? Jak zniesie to córka, czy synowa? W końcu wahania nastrojów też mają na nich wpływ. Im bliżej porodu tym bardziej się o nich boimy a w tym strachu łatwo przedobrzyć i kłótnia gotowa. Ciążą się rozwija, zaczyna być widać „Brzuszek”. Wtedy  następuje okres przesądów i „pocieszania”. Kobiety w ciąży muszą ze stoickim spokojem wysłuchiwać różnych strasznych opowieści o komplikacjach okołoporodowych. Trzeba być na nie wyjątkowo odpornym. To taki nasz typowo polski sposób dodawania otuchy. Mamy to w genach. Nie pamiętam wszystkich przesądów, ale najważniejsze to: nie noś niczego na szyi , ani się niczym nie przewiązuj , bo dziecko owinie się pępowiną, nie dotykaj ciała zwłaszcza jak się przestraszysz, bo będzie miało w tym miejscu znamię , nie patrz w ogień ,nie pamiętam dlaczego,..itd. itp. Do przesądów jednak podchodziłabym z większą ostrożnością. Kto wie, może jest w nich ziarnko prawdy. Największym utrapieniem młodych rodziców są kolki u ich pociech. Najlepszym sposobem na usunięcie tej dolegliwości u dziecka jest podanie mu do popicia przegotowanej wody, może być z odrobinką glukozy. Potem tylko wzięcie na ręce, trochę odbitek i po bólu.

              Jaka jest moja ulubiona pora roku? Nie wiem. Chyba wszystkie. O każdej można powiedzieć coś dobrego. Każda ma swój urok,  coś niepowtarzalnego.

„BUDZENIE WIOSNY”
Słonko na ziemię promyk wysłało, aby obudził wiosnę. Lecz promyk malutki
napotkał złe smutki… I nic z niego nie zostało.
Już słonko na ziemię śle nowe promienie, a one błądzą po ziemi. Tu zimno, tu smutno,
Tu ciemno jest wszędzie, jak wiosnę odnajdziemy?
 Aż nagle muzyka  spod ziemi się snuje, wiatr ciepły przegania smutki i chmury łez pełne
przegania po niebie, to budzą się krasnoludki. Już biegną, sprzątają ,malują i myją.
Zwijają się w pracy jak mrówki….
I wraz z promykami Wiosnę witają. Prześliczną… W zielonej sukience przetykanej kwiatami.

              Czekanie na cieplejsze dni dłuży się dzieciom . Przedwiośnie to okres przeziębień przed którymi staramy się chronić nasze dzieci , dlatego one z radością witają każdy cieplejszy dzień , przynoszący zmiany.

 „PRZEDWIOSNIE”
Kończy się zima, śnieg na łąkach znika,
I już nad lasem słychać śpiew słowika
Nad polem jak dzwonek odzywa się skowronek
Już przebiśnieg i krokus płatki swe rozchylają
A dzieci z radością po podwórku biegają.
Cieszą się słonkiem. Przedwiośnie witają.




„PĄK”
Jeszcze wczoraj na drzewie był pączek,
Zielony , nabrzmiały sokami,
A dzisiaj , co za odmiana,
Kwiat się uśmiecha do nas płatkami.

              Wiosenne cuda , to nie tylko eksplodujące codziennymi zmianami rośliny , a także zmiany w zachowaniach i wyglądzie zwierząt i ptaków,

„MYŚLI DZIECIOŁA”
Siedzi dzięcioł na sośnie, wali w korę radośnie.
 Już się wiosna zaczyna, więc pukania mojego przyczyna jest prosta jak trzcina.
 Gdy tak siedzę na sęku, myślę o swym ożenku i pukaniem sygnały wysyłam.
-Czy się znajdzie dzięciołowa dziewczyna, która przyjmie moje zaloty? ,
Sygnały ślę pełen ochoty!  Jestem taki przystojny i młody,
Pełen wdzięku , dzięciolej urody!
Marzę o dziupli pełnej dzięciolątek! A to dopiero marzeń początek.
Potem pieluchy, gotowanie, sprzątanie…
Eee tam , lepiej już kawalerem zostanę! I zakończył dzięcioł pukanie.
Machnął skrzydłami radośnie i  poleciał przyglądać się wiośnie.

              Wiosenna aura lubi nas zaskakiwać swoją zmiennością. Bywa bardzo kapryśna. Może być pogoda, ba wręcz upał. A za chwilę deszcz , wiatr  albo krótka wiosenna burza. Nasze dzieci bardzo reagują na zmiany pogody. Najpierw grzecznie się bawią, za chwilę grymaszą i mamy płacz bez powodu.  Układ nerwowy naszych pociech dopiero dojrzewa, dlatego to są mali meteoropaci. Musimy być cierpliwi.


„WIATR”
Najpierw powolutku kołysał się na gałązkach drzew.
Nagle spadł z drzewa… Oniemiał…
Wpadł w gniew!!!
Świsnął , zrobiło się biało, płatkami z drzew zawirowało,
Na polach zerwał się kurz…
Wietrze , starczy już!
Pozganiał chmury deszczowe.  Spadł deszcz na wiatrową głowę.
Przysiadł deszcz zmęczony, Zmoczony..
A ptaki się śmieją …
Jaki podobny do zmokłej wrony!!!
Co wietrzyku, poszalałeś i po głowie dostałeś?!
Spadłeś z drzewa przez roztargnienie,
Dlaczego mamy moknąć  przez twoje zacietrzewienie.

              Święta to magiczne słowo. Ile wspomnień przychodzi nam do głowy. Święta wielkanocne na szczęście jeszcze opierają się komercji, jeszcze są rodzinne , domowe i oprócz dyngusa w miarę bezpieczne . Pachną czystością i plackami. Mistrzem w pieczeniu jest tata , jakie on piecze babki keksy, serniki. Babcia też jest niezła .córunia zaczyna im dorównywać. Ja przygotowuję obiady, pieczenie placków nie jest moja mocną stroną. W pierwsze święto dzieci szukają prezentów od zajączka. Zwierzątko jest niewielkie , więc dary też skromne ale pomysłowe. Nigdy ich nie ukrywam przed świętami. Uczciwie mówię gdzie schowałam i nie wolno zaglądać. A co, niech się męczą i walczą z pokusą.  Dyngus to wojna na wodę dwóch rodzin . Przychodzi siostra z siostrzenicą, nas reprezentują córka i syn . Obowiązkowy ubiór to płaszcze przeciwdeszczowe i kalosze. Ile śmiechu i kwików przy polewaniu, tupotu nóg wokół domu i padających komend. Po zabawie wycieranie ręcznikami ,suszenie suszarkami, przebieranie w suche ubrania, czekający ciepły obiad.


Jak dzieci śpią w łóżeczkach,
Zajączek cicho się skrada.
Do uszka bajkę opowie,
Do gniazdka słodycze wkłada.

„WIELKANOCNA BAJKA.”
Pewna kokoszka na jajkach siedziała Ina wyklucie się kurcząt czekała. Wtem piórka nastroszyła bo skradającego się lisa zobaczyła. Wrzasku podniosła co niemiara i z pomocą innych kokoszek lisa precz przegnała. Na gniazdko wróciła i jajka policzyła. Wszystko było w porządku, więc grzanie jajeczek zaczęła od początku. Aż pewnej nocy , kiedy mocno spała wielkanocna wróżka przyleciała. Czary mary , szuru buru cicho wyszeptała i wszystkie jajeczka w pisanki pozmieniała .Rano kokoszka szoku dostała. Gwałtu, rety – krzyczała, po podwórku biegała ,bo z kolorowych jajeczek pstre kurczątka wysiedziała. Bardzo się wstydziła , kiedy kurczaki- cudaki po podwórku prowadziła. Lecz kiedy Wielkanoc minęła , kurczątka w kurki się pozmieniały. Były czarne , białe, brązowe tak jak kury są kolorowe. Siadły na gniazdkach w rządku, i wysiadywanie nowych jaj zaczęło się od początku.

              Lato to okres wzmożonych prac , nasze dzieci są bardziej zagrożone, zwłaszcza te chodzące. Na podwórku pojawiają się maszyny wydające różne dźwięki. Dzieci są ciekawe, mogą wejść wszędzie, nawet do ich środka , albo pod nie .Wystarczy chwila nieuwagi dorosłego a nieszczęście gotowe. Las kusi grzybami, jagodami nie zawsze jadalnymi, a jezioro czy stawek ciepłą wodą do kąpieli. Jesteśmy pewni , że jest dobrze, bezpiecznie, że panujemy w pełni nad sytuacją. A tu nie wiadomo co się nagle stało . Przy małych dzieciach trzeba myśleć z wyprzedzeniem , przewidywać , ale i tak wszystkiego nie przewidzimy. Jak mówią taternicy „ Trzeba uważać w miejscach łatwych, bo w trudnych to każdy potrafi”.



„W LESIE”
Kiedy jutro słonko, wyśle promień złoty
Szybko wstaniemy, śniadanie zjemy
I razem z rodzicami  pójdziemy na jagody.
A w lesie jak w krainie baśni
              Łza rosy na każdej roślinie zalśni,
I mieni się w słońcu  i drga ta rosa to wróżki łza.
Tuż obok mrowisko, pająk nitkę snuje
To nic, że jest brzydki i jego serduszko bije.
On broni nas przed muchami..
A może to królewicz , złymi dotknięty czarami.
A oto i jagody, już mamy pełne koszyki
Do domu je niesiemy, tam ciasto zagnieciemy,
I już po krótkiej chwili, chrupiące i rumiane
Bułeczki zajadamy i mlekiem popijamy.



              Jako dziecko lubiłam chlapać się w kałużach , wskakiwać w nie rozchlapywać na różne strony i puszczać na nich łódki z kory, papieru albo patyka. Dmuchać ,żeby szybciej przepłynęły przez „ocean”. Pomysłów na zabawy w kałuży można mieć mnóstwo.


·       „LETNI DESZCZ”
Pada deszcz, letni deszcz….
W słońca promieniach  w  tęczę się zmienia.
Pada deszcz, letni deszcz….
W kałużę się zmienia do chlapania, do brodzenia.
Pada deszcz, ciepły deszcz ,woła do zabawy.
Kto jest zdrowy i wesoły ten  się bawi z nami.
Zniknął deszcz poszedł gdzieś za stawy , za lasy.
Poznikały też kałuże nawet jak jeziora duże.
Znowu ciepło jest, gorąco , na niebie króluje słonko.
Wieje ciepły wiatr, pachnie każdy kwiat,
Dziękując deszczowi za napój zdrowy.
Kiedy będzie zbyt gorąco, roślinka omdleje,
Przyjdzie dobry deszczyk i wszystko podleje.

              Lato to okres , kiedy najbujniej kwitną kwiaty w przydomowych ogródkach. Zaskakują barwne kompozycje  i odmiany wydawałoby się zupełnie pospolitych, łąkowych kwiatów. Starsze gospodynie zawsze dbają , żeby przed ich domami było kolorowo.

„BAJKA O KROPLI I RÓŻY”
Za górami, za lasami spadł deszcz na łąkę z kwiatami. Chociaż kwiaty pięknie pachniały , wcale kolorów nie miały. Jedna z kropelek, nieduża , upadła tam gdzie rosła róża. Jej płatki były mięciutkie, ładnie pachniały. Serdecznie kropelkę objęły i cicho zapłakały. Dlaczego płaczesz- kropelka spytała. Popatrz­- mówi róża - niebo jest błękitne, trawa zielona a sarna płowa. Wszystko jakiś  kolor ma , więc dlaczego nie mam ja? Kropla różę pocieszała jak umiała, poiła ją i czule kochała. Wiatr i deszcz na pomoc zawołała. Alę oni pomóc nie potrafili, słońce o pomoc prosić radzili. Kropla słońca się bała. Długo, długo się wahała- żal jej róży. Zawołała. Słońce zza chmury wyjrzało. Dlaczego mnie wołasz – spytało. Niebo jest błękitne, trawa zielona, ty słoneczko złote całe, dlaczego kwiaty nie mają barw wcale? Długa to historia i wielu już nie pamięta , jak się mgła z chmurami kłóciły. Kwiaty o rozsądzenie sporu prosiły. One jednak sporu rozsądzić nie umiały. Mgła i chmury złe były, więc  kolory im zabrały. Kiedy spór rozsądzą oddać im obiecały. Jest jednak na to rada. Jeżeli znajdzie się ktoś, kto swoją miłość do kwiatów w barwy zamieni, wtedy je kolorami obdzieli, ale sam zniknie. Kropla się nie wahała, chociaż się bała, w słońcu kolorami zajaśniała , bo tęczą się stała. Róża na znak miłości czerwoną barwę wybrała. Za swoją kropelką tęskniła , płakała i dlatego zawsze mokre płatki miała. Słońcu żal było róży więc postanowiło, że gdy po deszczu tęcza w jego blasku się pojawi , wtedy na chwilę kropla przy swojej róży się zjawi. Odtąd róża dzień cały tęczy wypatruje, ale w nocy tęskni, cicho popłakuje. Ludzie mówią , że to ranna rosa po jej płatkach spływa. Dzieci jednak wiedzą , że to łzy tęsknoty, że ona czuje bo jest żywa.

              Teraz jest lipiec miesiąc ociekający miodem. Jest coraz mniej chętnych ludzi do zajmowania się pszczołami. Wiadomo, pracy dużo a one żądlą. Można się przyzwyczaić, ale zawsze to boli. Pszczoły żyją w rodzinie i dla rodziny, Potrafią zatańczyć, żeby innym pszczołom pokazać gdzie jest dużo kwiatów. Potrafią się porozumiewać bzykaniem, zapachem, ruchem, zauważają to tylko doświadczeni pszczelarze.

„PROŚBA PSZCZÓŁ”
Będzie miód – pszczoły wesoło bzykają,
Gdy z kwiatka na kwiatek fruwają.
Niech dzieci nam nie przeszkadzają,
Na miodek cierpliwie poczekają.

              Jesień , jak to jesień przychodzi po cichu,. Nieśmiało. Dojrzewają jabłka, gruszki , kapiące słodyczą. W ogrodach pojawiają się następne kwiaty tworzące kolorowe kobierce. Naraz podczas podmuchu wiatru leci na nas deszcz liści, korale jarzębiny zachęcają do robienia biżuterii.

„DARY JESIENI”
Lecą liście z drzew, ścielą się pod nogami.
Układają się w stubarwny dywanik
Po nim idzie Jesień, mieni się od kolorów
Brązami dębowych liści i czerwienią klonów,
W ten mieniący się dywan nowe barwy wmieszała
Liliowe kępy wrzosów barwami grzybów przetykała.
Do sadów Jesień zajrzała, paletę z farbami ma w dłoni
Stanęła tylko na chwilę przed małym drzewkiem jabłoni.
I już ta dobra wróżka jabłka nam pomalowała
A potem soczyste, dojrzałe do zjedzenia nam dała.




„JESIEŃ”
Liście zielone w złote zmienia, a już po chwili strąca je z drzewa.
W liściach tych jeże się schowają, bo one zimę w nich przesypiają,
Ptaki do ciepłych krajów uciekają, wiewiórki zapasy uzupełniają
swoje spiżarnie zabezpieczają,  spieszą się jak mogą…
bo wieść wśród zwierząt niesie,
że to już jesień chodzi po lesie.

              Jesienna mgła to jedno z dziwniejszych i niebezpiecznych zjawisk. Potrafi zakrywać i odkrywać różne dziwne zjawiska, nieraz dawno zapomniane. Potrafi być cienka jak firanka i gęsta jak śmietana. Na swojej powierzchni potrafi wyświetlać obrazy jak w lustrze.

·       „MGŁA”
Mgła się snuje nad polami,
Kładzie się srebrnymi pasami.
Kiedy rano się spieszymy,
W mgielnych pasach brodzimy.
Ciepło się uśmiechamy
Z mgłą między palcami,
Mgłą wplątaną we włosy,
Mieniącą się kroplami rosy.
              Jak chodziłam do szkoły, to był zwyczaj, że jeździliśmy zbierać ziemniaki do spółdzielni, pielić drzewka do szkółki, albo sadzić drzewa. Pieniądze zasilały pieniądze klasowe i były dokładane do wycieczek. Teraz po latach kiedy jadę do lasu i widzę drzewa które sadziłam to chwalę się nimi .     W końcu posadziliśmy te parę hektarów drzew pod czujnym okiem leśniczego a ten nie uznawał fuszerki. Dzięki temu doświadczeniu mam całkiem inne podejście do lasu i drzew niż następne pokolenia



„LEŚNE ZMARTWIENIE”
Raz kotka Psotka i szczeniak Misiek, zabrały babci od wełny koszyczek. Złapały go za uszka i pełne zapału , nie robiąc jednak hałasu, pobiegły przez pole do lasu. Tu psotniki małe koszyk postawiły i grzybów pilnie szukając  koszyczek gdzieś zgubiły. Szukały go pod krzaczkami, pod drzewami, między traw kępami. Grzyby swoje pogubiły, łapki je rozbolały. Zaczęły płakać maluchy , bo wnet się przekonały , że nie tylko koszyk zgubiły ale same zabłądziły. Przez las kicał zając młody, w szarym futerku letniej mody. Słysząc płacz , zapytał o smutku powody, a jak zbadał rzecz całą ,zawołał zwierząt gromadę, żeby na malców kłopoty znalazły radę. Wiewiórki koszyk wnet odszukały, pod krzaczkiem paproci był schowany. Zajączki grzyby nazbierały, na maluchy się troczę gniewały , bo Psotka i Misiek grzybów nie znały i same muchomory do kosza wkładały. Chciały do domu już wracać maluchy , żeby babcia wiedziała, że dzielne z nich zuchy. Ale tu nowy kłopot miały , bo swojego adresu wcale nie znały. Na szczęście wrona w lesie mieszkała co nad ich domem często latała. Znała więc Psotkę Miśka też znała , drogę do domu im pokazała. Szczęśliwi oboje do domu wrócili, koszyk z grzybami babci wręczyli. Babcia z powrotu ich się ciszyła , bo ich zniknięciem się bardzo martwiła.  Dzięki tej bajce dzieci teraz wiedzą, zanim z domu wyjdą gdzie idą powiedzą.

              Zima to pora roku ,na którą dzieci czekają z radością ,a dorośli raczej nie darzą jej sentymentem. Dla dorosłych zima to mróz , śnieg , zimno, ciemno. Dla dzieci magiczny pierwszy śnieg, który ubiera świat na biało, zabawny gość z marchewką zamiast nosa zwany bałwanem, wojny i pojedynki na śnieżki, jazda na sankach, nartach, łyżwach, święta i najważniejsze ferie. Jak byłam dzieckiem to moim życiowym koszmarem były wełniane swetry i rajstopy. Rany jak one gryzły , cała skóra swędziała. Jak tylko mogłam to chowałam je gdzieś i idąc do szkoły oprócz spodni, skarpet i kozaków nie było nic więcej, a tu mróz 30 stopni. Nie tylko ja tak robiłam, potem patrzyliśmy kto pod spodniami ma bardziej sine nogi. Do szkoły trzeba było dotrzeć we własnym zakresie. Od wiosny do jesieni pieszo albo rowerami, zimą pieszo . Tych którzy mieli najdalej przywoziła „buda” ciągnięta przez dwa potężne gniadosze. Choćby nie wiem jak  zasypało ich wieś , konie zawsze były na czas. W szkole toczyliśmy pojedynki. Nie, to nie były bójki tylko siłowanie na ręce, pompki , przysiady .Bójki nie wchodziły w grę. Jeżeli już to honorowo, jeden na jednego , ze świadkami ,że problem wyjaśniono uczciwie, bez kantów, a przegrany nie miał powodów do żalu. Nie można było bić się ze słabszym. Tak robili tylko cieniasy i cała klasa miała ich w pogardzie,  byli słabeuszami wyżywającymi się na słabszych, młodszych. Rozwiązywaliśmy konflikty sportowo, bo wtedy mniejszy też miał szanse wygrać , zwłaszcza w przysiadach,  a zresztą głupio iść obitym i obolałym do domu w którym czekały obowiązki, bo większość rodziców miała gospodarstwa, na których pracowali wszyscy domownicy, i często było młodsze rodzeństwo którym trzeba się było zająć. Zimą rysowaliśmy na szkolnej ścianie śniegiem tarcze w które rzucaliśmy śnieżkami ,zmycie kogoś śniegiem też nie należało do rzadkości. Chociaż mieliśmy narwane pomysły , nikomu nie działa się krzywda a z okresu szkolnego mamy fajne wspomnienia. Silniejsi pomagali w nauce słabszym , sprawdzali zadania, wyjaśniali niezrozumiałe zagadnienia. Wstyd było nie wiedzieć , trzeba było się dowiedzieć i pytać. Nauczyciele wyjaśniali, dyskutowali i uczyli nas myśleć, szukać rozwiązań. Jak trzeba była potrafili nas sprowadzić do pionu. Nauczyciel to KTOŚ, potrafi i rozumie więcej, trzeba to rozumieć i szanować. W domu jeździłam na sankach , na nartach. Siostra miała niebieskie a ja czerwone. Były proste , drewniane, przypinane paskami do butów ale jak jeździły po śniegu… Zresztą samochodów prawie nie było więc jeździłam na drodze do woli. Jak byłam większa należało do mnie odśnieżanie. To też fajna zabawa. Zamiast machać łopatą  lepiłam kule a potem układałam z nich zamek, bałwana, igloo , miśka albo jeszcze coś innego. Święta to okres kiedy wszyscy są w domu .Po wigilii Gwiazdor przynosił paczki, W nich szalik, albo piżama lub coś innego, praktycznego, gra i jedno albo dwa prawdziwe pomarańcza. Były potem dzielone dla wszystkich ,rozkoszowaliśmy się ich egzotycznym , niezapomnianym smakiem przez całe święta. Były też wspomnienia, zabawy z cieniem na ścianie , oglądanie zdjęć , śpiewanie kolęd.

               Szóstego grudnia w Wielkopolsce paczki przynosi Mikołaj. Nikt nie wie jak wygląda. Rano się człowiek budzi i pod choinką są paczki. To nie są duże paczki. Jakaś kolorowanka, książka, zabawka.   Tyle , żeby dzieci się nie nudziły czekając na Gwiazdora.

·       „BAJKA O ŚWIĘTYM MIKOŁAJU”
Czy słyszysz te dzwonki na niebie. To ciche dzyń, dzyń , szur, szur, szur. To Święty Mikołaj jedzie , wśród płatków śniegowych , wśród chmur. Jedzie Mikołaj , już jedzie , do wszystkich dzieci na świecie, bo były bardzo kochane, więc każde prezent dostanie. Bo te paczki  widzicie , są zrobione w niebiańskiej fabryce. Dzieci dobrze wiedzą , że przez rok cały gromada małych krasnali, wesoło pracowała ile sił, żeby każdy maluch szczęśliwy był. Robiły auta, piłki, ozdoby na choinki, lalki, misie, klocki dla Jasia, Adasia , Dorotki. Spieszyły się szalenie, bo na całym świecie dzieci złożyły zamówienie.  Pokładły zabawki w paczki a paczki na sanie. Dobrze je zabezpieczyły, żeby się nie pogubiły. Już Mikołaj w sanie siadł , z nieba frunie już jak ptak. Już wesoło pokrzykuje. Każde dziecko nasłuchuje. Słysząc hej , hej , dzyń ,dzyń , szur… Wie, Mikołaj jedzie z chmur.


              Gwiazdor, który przychodził  do nas w gości, wyglądał  inaczej niż wymyśliła go reklama . Miał wysokie ciepłe czarne buty. Ubrany był w długi kożuch z baranów. Miał siwe włosy , na głowie biskupią tiarę albo czapę z barana. W ręce trzymał pastorał, taką długą, zakrzywioną  laskę , którą się podpierał. Przyjeżdżał  saniami ciągniętymi przez konie. Pojawiał się w naszych domach , kiedy na niebie błyśnie pierwsza gwiazda. Szkoda , że pokonał go importowany mega krasnal  z Ameryki w dodatku z reniferami. Zupełnie jakbyśmy już zapomnieli o tym, że jesteśmy dumni z polskich koni.

Popatrz w niebo! Widzisz? Gwiazda świeci.
Pierwsza gwiazda, do domu się spiesz.
Już choinka świeci wystrojona
I Wigilia już gotowa jest…
Sanie pełne Gwiazdor ma prezentów.
Piękne konie ciągną sanie te.
Pełne marzeń mają główki dzieci,
Każde coś innego dostać chce.

              W Wigilię czeka dodatkowe wolne nakrycie przy stole, bo każdy zdaje sobie sprawę , że w taką noc może się zdarzyć, że przy naszym stole znajdzie się ktoś potrzebujący pomocy i taką pomoc w miarę naszych możliwości może dostać.
Pada śnieg, srebrny śnieg…
Ubrał ziemię szarą , świątecznie, biało.
Światła choinek, kolorami migają,
Samotnych, zbłąkanych ludzi,
W gościnne progi zapraszają.
Tu czeka opłatek, barszcz,
Stół odświętnie ubrany…
Usiądź gościu, porzuć troski,
Wyglądaj gwiazdy z nami.
              Życzenia składane w ten świąteczny wieczór, wypowiadane ze szczerego serca mają szczególne znaczenie. Cały rok razem pracowałyśmy , dzieliliśmy się radościami  i troskami. Oto siedzimy przy wspólnym stole zdrowi , wszyscy, niczego nie brakuje ,kochamy się i szanujemy. To jest najważniejsze.
Lecą gwiazdy śniegowe
Białe,  wesołe, tańczące
A na nich są życzenia
Serdeczne, świąteczne ,śmiejące.
Kiedy opłatkiem się dzielimy
Głośno je wypowiadamy,
Dzieląc się z najbliższymi
Tym, co w sercach mamy.


Ile łusek na rybie,
Ile maku w makowcu,
Ile grzybów w pierogach,
A przy stole radości,
Ile bombek na drzewku,
Ile kolęd śpiewanych,
Tyle życzeń najszczerszych
Swym najbliższym składamy.

              Zdarzało się kiedyś , że w pierwsze albo w drugie święto w naszych domach pojawiali się kolędnicy, ale ten zwyczaj już zaniknął. Wygłaszane przez nich teksty może tak brzmiały?


Prowadzący-                  Jest taka noc szczególna, na którą wszyscy czekamy.
I kiedy wreszcie nadejdzie, na niebie gwiazdki szukamy.
Gwiazda ta malutka , pierwsza na niebie zaświeci
I mówi dosyć sporów , usiądźcie do wspólnej wieczerzy.
Pies co przedtem tylko szczekał nagle przemówił, kot tylko na to czekał,
I chociaż normalnie ciągle się kłócą, siadły obok siebie i kolędy nucą.
I my wszystkim obecnym , najszczersze życzenia składamy
Do obejrzenia naszej szopki , chętnych zapraszamy.

Turoń-                                    Jestem Turoń, taka niby koza, jak Wigilia się zbliża
Zrywam się z powroza  i już tańczę, podryguję,
Kolędy wyśpiewuję, bo z kolędnikami wędruję.

Śmierć-                                   Spokój kozo, już nie brykaj, bo się dzieci ciebie boją.
Szybciutko umykaj, bo ja śmierć nie żartuję, nie.
Wnet cię kosą kolnę po rogatym łbie.

Herod-                                             Moja śmierci, nie bądź taka sroga
Wszak od kozy dzieci bardziej boją się Heroda,
Ja żydowski król, srogie sprawiłem im kaźni,
Teraz cierpię katusze w piekielnej łaźni.



Diabeł-                                           Nie żal się Herodku , za twoje uczynki
Kara, którą cierpisz, nie jest aż tak sroga,
Za kaźń niewinnych dzieci, cierpisz z woli Boga.

Prowadzący-                      Bądźcie cicho, czy widzicie, jacyś goście tu zmierzają
Dary niosą, to królowie do stajenki się zbliżają.

Trzej  Królowie-                         My trzej królowie, ze świata przybywamy.
Mirrę, kadzidło i złoto, w darze składamy.
Są to symbole władzy i wiary
Tobie dzieciątko je teraz wręczamy.

Anioł-                                        Spokój już kolędnicy, wędrujcie w pokoju,
Bo w tę noc przecudną , każdy chce spokoju.
Chce radości doznać , przegnać smutki,
Więc kolędy śpiewajcie na wesołe nutki,
O gwiazdce srebrzystej, Jezusku, Maryji,
Józefie staruszku i o Wigilii….
Wszystkich tu obecnych, także zapraszamy.
Hej! Ludzie najmilsi, kolędy śpiewamy.

              Koniec zimy , mrozów i kwiatów malowanych przez mróz na szybach. Znika śnieg , robi się szary , ciężki, mokry


·       „NARODZINY SOPLI”
Patrzył mróz, jak krople wody
Po dachu ściekały.
Kiedy chciał się z nimi bawić ,
W sople się zmieniały.


·       „SOPELEK”
Płacze sopelek, wody kroplami.
-„Już zima odchodzi, już żegna się z nami”.
Płakał tak dzień cały i łzy miał tak duże,
Że nie ma sopelka, zmienił się w kałużę.


              Dzieci chętnie uczestniczą w domowych zajęciach. My tylko musimy zapewnić im bezpieczeństwo  i atrakcyjność wykonywanych działań oraz swoje towarzystwo.

„KRÓLEWSKA BAJKA”
Za górami, za lasami, żyli król i królowa z pięcioma córkami.  Pierwsza Piwonia o rośliny dbała, ziemię spulchniała, podlewała. Druga , Przyjaciółka  o zwierzęta dbała, dawała im jeść , pić , kąpała je i sierść wyczesywała. Trzecia  Melodia, grała na instrumentach i śpiewała , pięknie tańczyła i komnaty sprzątała, troski pałacowe za morza przeganiała. Czwarta córka Pychotka smacznie piekła, gotowała, nikomu poczęstunku nie odmawiała. Piąta córka, Strojnisia szyła suknie i szaty, dla sióstr swoich królewien, królowej mamy i króla taty. W tym pałacu smok mieszkał. Sprawa to niesłychana , ale i on pracował od samego rana. Dbał by każda komnata była dobrze ogrzana. Czyścił z sadzy kominy swym ogonem krętym, w piecach ogień rozpalał bez niczyjej zachęty. Kiedy pracę swoją skończył i się umył jak trzeba, od Pychotki dostawał zupę mleczną, z masłem chleba, a Piwonia mu niosła kosz rzodkiewek rumianych i mówiły „ Smacznego, jedz nasz smoku kochany”.

              Każde dziecko chce być ważne i mieć swoje zwierzątko , którym będzie się opiekowało. Musimy dyskretnie obserwować i wspierać dzieci w tych działaniach. Dzięki temu łatwiej zrozumie co dobre , co złe, nauczy się odpowiedzialności i nie wyrośnie na małego egoistę.

„MAGICZNA KACZUSZKA”
Na małej polance zamkniętej wśród gór w chatce nad potokiem mieszkał zbój. Z wszystkimi się kłócił i z każdym się bił, więc nikt go nie kochał, tak bardzo zły był. Aż raz nad brzegiem potoku, gdzie kładka była mała, zobaczył kaczkę jak się pluskała. Na widok zbója nie uciekała. Za nim do chaty podreptała, do zbója się przytulała i jego opowieści słuchała. Ten strasznie zły zbój dla kaczki dobry był. Karmił ją , poił, o nią dbał  i cieszył się ,że ktoś go lubi, że nie jest już sam. Zmieniło się jego serce zatwardziałe z powodu kaczki małej. Lecz oprócz radości i cierpienie nieraz przychodzi. Zniknęła kaczka. Zbój szuka ją , woła, głośno zawodzi. Spotkał w lesie czarodzieja, ten go pocieszył, więc w jego serce wstąpiła nadzieja. Dowiedział się , że kaczka nimfą była i bardzo go polubiła, ale czy zbój ją lubi nie wiedziała, więc do zamku Lubomiła poleciała. Kiedy tam się stawi i udowodni, że kocha swoją kaczkę małą, to wnet się oboje spotkają. Poszedł zbój do zamku Lubomiła, cieszył się , że czeka tam na niego przyjaciółka miła. Wbiegł przez bramę do zamku i zdziwił się ogromnie, bo tam po zielonej łące , kaczek chodziło tysiące. Lecz już łza radości , po policzku mu ścieka , bo swoją kaczuszkę rozpoznał z daleka. Kaczka mu mówi:” Ta łza znaczy więcej, niż wielkie czyny, czułe słowa, wszystkie bogactwa i złota korona, bo z serca płynęła i szczera była, o tym co do mnie czujesz poświadczyła. ”Dzięki tej łzie czar zniknął, człowiekiem się stała, na zawsze ze zbójem w jego chatce zamieszkała.

              Różne są relacje między rodzeństwem, ale dzieci najczęściej wzajemnie się bawią i wspierają. Zdarza się jednak , że się pokłócą i wtedy jeżeli się nie było świadkiem sporu i nie zna się przyczyny kłótni, to nie ma mocnych. Bez dobrego adwokata nie dojdzie się prawdy, a można ukarać najmniej winnego. Jeżeli jest dzieci więcej niż dwoje należy być jeszcze bardziej czujnym, bo tu możemy mieć do czynienia z koalicjami, a nawet przekupstwem. Lepiej załagodzić sprawę i doprowadzić do zgody. Najlepszym lekarstwem na „obolałą duszę ”jest kawałek czekoladki.

·       „OPOWIADANIE DZIECI”
Brat mój i ja wspólny pokój mamy. Razem o porządek w tym pokoju dbamy.
Są tu książki, zabawki, nasze znaleziska-czyli kapsle ,kamyki, ciekawe trawy,
Wszystko to ładnie układamy.
Pod biurkiem duży karton mamy, kolorowym papierem jest poobklejany.
I ten karton bardzo duży , on nam służy do podróży.
Jest okrętem wśród morskiej toni i motorówką co po falach goni,
Lub dyliżansem na dzikim zachodzie, albo jedziemy w nim jak w samochodzie.
Gdy tak pędzimy, wiatr nam w uszach gra, zmienia się karton nagle w psa.
Zmienia się karton w co tylko chcemy, ale wieczorem, kiedy spać idziemy,
to nasze klocki w niego kładziemy. Wtedy z zamku co z niego powstaje,
wychodzi czarodziej, prawdziwy, od bajek.
Gładzi  po głowach, mruczy aaa…
I mówi nam bajki, te które zna.
My zasypiamy ,mój brat i ja.

„USYPIANKA”
Śpij słodko, moje małe kochanie,
Teraz jest noc, lecz jutro słonko wstanie.
Teraz księżyc i gwiazdy na niebie migają,
Dzieci są zmęczone, śpią, odpoczywają.

              Od małego uczymy dzieci konsekwencji w działaniach, porządku, różnych relacji z ludźmi i zwierzętami. Uczymy , że złość rodzi złość , przemoc – przemoc. Uczymy też przewidywania konsekwencji swoich działań. Jeżeli szarpiesz psa, on w końcu cię ugryzie. Będziesz brudasem, twój organizm może tego nie wytrzymać i zachorujesz, rzucasz papiery, śmiecisz – ktoś może się poślizgnąć, zrobić sobie krzywdę , może zdechnąć zwierzę które to zje, udusić się. Psujesz zabawkę , można się nią pokaleczyć. Dotykając czegoś gorącego , ryzykujesz oparzenie, jedząc rzeczy nieznane, poparzyć buzię o nawet umrzeć. Zakazów i ich przewidywanych konsekwencji jest sporo a nasze pociechy odkrywają, że życie nie zawsze jest przyjemne.

„STRASZNA HISTORIA”
Raz mały Piotruś poszedł do lasu. Narobił szkód ,wiele hałasu. Rozdeptywał grzyby, łamał gałązki, bo prześwit między drzewami był dla niego wąski. Krzyczał aż gardło go rozbolało, ale szkód było mu ciągle mało. Z domu, w kieszeni zabrał cukierki, chodząc po lesie rzucał papierki. Na korze wyciął postać człowieka i śmiał się patrząc jak sok z drzewa ścieka. Był dumny , myślał, że jest artystą, my dobrze wiemy , on jest sadystą. Szkód było mu mało, więc kijem rozgrzebał mrowisko i tak pomału las zielony zmieniał się w śmietnisko. Zerwał kwiaty i wyrzucił, kijem do gawrona rzucił. Tak się bawił Piotruś mały w wojnę z roślinami oraz zwierzętami. Nagle znalazł szkiełko w lesie. Ciekawe kto je zostawił ? Jak się szkiełkiem bawił nagle mech się zapalił. Piotr uciekał co miał siły, za nim drzewa się paliły, lecz z opresji wyszedł żywy. Gorzej było z zwierzętami, które w lesie tym mieszkały i małymi pisklętami które fruwać nie umiały. Z drzew zielonych ,co pięknie szumiały , smętne , czarne kikuty zostały.
             
              Śmierć to jeden z najtrudniejszych tematów do rozmów , który jest poruszany przez naszych milusińskich. Stawia nas zawsze w kłopotliwej sytuacji. Co właściwie możemy powiedzieć? Że to część życia. Każda istota która się narodziła , kiedyś umiera i to zupełnie naturalny proces.  Że jak coś zepsujesz to możesz naprawić , jak coś komuś zabierzesz  to oddajesz, jak spsocisz – przepraszasz, ale śmierci w żaden sposób nie naprawisz , nie przeprosisz, nie zmienisz. Ona jest nieodwołalna i niezmieniana. Boimy się jej, ale dobrze ,że jest. Śmierć czyni wszystkich ludzi równymi, podlegającymi jej nieodwołalnym prawom.

·       „ŚMIERĆ SKOWRONKA”
Widziałam śmierć straszliwie blisko,
Na wyciągnięcie ludzkiej dłoni.
Dopiero co tu serce biło
 A teraz ciało jest w agonii.
I przeszli ludzie obojętni,
 Nie widząc męki i cierpienia,
Wciąż zabiegani, zagonieni,
Nie mają czasu na westchnienia.
Dopiero co pod słońcem śpiewał,
Głos jego sypał się na ziemię…
Już życie znikło bezpowrotnie,
Niedostrzegalne nikną cienie.
Nikt z ludzi nawet nie dostrzega,
Że w tej zwyczajnej , szarej chwili
Zniknęła z nieba srebrna nutka,
Już śpiewem pracy nie umili.


Ta część nie jest dla małych dzieci
Fajnie jest mieć od czasu do czasu chwilę na bycie ze sobą sam na sam i na niemyślenie o niczym.

„BŁOGIE LENISTWO”
Białe obłoki, skrzydlate anioły,
Mkną po błękitnym niebie.
Zielona łąka w kwiecistej sukience
Wabi mnie do siebie.
Leżę na łące ciepłej, pachnącej
I spijam nektar ze słońca.
Czuję się taka lekka i miękka
I tak jak ziemia gorąca.
Oderwę ciało moje od ziemi,
Popłynę za aniołami
Uniosę się ku nieba błękicie
A deszczem spadnę o świcie.

Snobizm, podążanie za modą ,gubienie swojej osobowości, romantyzmu to znak naszych czasów.

„BAJKA O KROKODYLU”
Pewien krokodyl, niezbyt już młody, co mieszkał w ZOO wynurzył łeb z wody i zdębiał patrząc na damę, co stała obok zagrody. Patrzy krokodyl, oczom nie wierzy i nagle w głośny płacz uderzy. Czemu tak płaczesz, co tak łzy lejesz? – spytał opiekun co dawał jedzenie. Jak nie mam płakać – mówi krokodyl - chociaż nie jestem już taki młody, choć wzrok mam słaby i oddech krótki , umieram patrząc na mody skutki. Ta młoda dama przy ogrodzeniu z krokodyla obicia ma na auta siedzeniu. Ze skóry cioci mej ma torebkę ,z kuzyna mojego nosi kurteczkę, z wuja zrobiono dla nie buciki, chociaż był groźny , okrutny i dziki . Jak nie mam płakać , łez nie wylewać, zginą krokodyle gdy modnisie  w skóry będą się ubierać.

              Nie zabierajcie się nigdy za politykę, nie bierzcie się za kariery w tej dziedzinie. Ona tylko powoduje , że nawet najmądrzejszemu człowiekowi robi się woda z mózgu i traci kontakt z rzeczywistością. Człowiek  który ma kontakt z polityką już nigdy nie ma czystej myśli i duszy.

„ POLITYKA”
Polityka , to rzecz znana,
 Z człowieka robi barana.
Kiedy wybory się zbliżają ,
Wszędzie plakaty się pojawiają.
Wtedy, gdzie tylko możemy
 Konsultujemy, debatujemy,
Plotkujemy, wiecujemy,
Radzimy ile tylko możemy
Tu przeczytamy, tam podsłuchamy
 Już jako-tako kandydatów znamy.
Głośno zdanie swoje wygłaszamy,
Bo demokracji prawa znamy.
-Ten to romantyk i naiwny,
-Naród mu wierzy, ale dziwny.
-Ten politykiem został dla zysków,
-Może nakładzie mu ktoś po pysku,
-Tamten to bankrut, jak wieść niesie,
-Ktoś z jakąś babą był autem w lesie..
Każdemu łatkę się przykroi
Bo wyborami Polska stoi.
Kandydatów dobrze znamy,
Są przecież tacy jak my sami.
Jak to się kończy dobrze wiemy,
Przed wyborami śmiechy,
Po wyborach płaczemy.

              Bycie nastolatkiem to naprawdę ciężka sprawa. Człowiek się śmieje , albo płacze i nie wie dlaczego. Chciałby być dorosły , a tu nikt nie traktuje go poważnie. Życie jest skomplikowane i nie ma nic wspólnego z serialami. Pomysły, wydawałoby się, genialne, wprawiają dorosłych w stan totalnego zbaranienia. Nic tylko siadać ,oczy w słup i po słupie. Nie mogą w pierwszej chwili słowa wykrztusić. Ciągle mówią , nie spiesz się, dzieckiem jesteś małą chwilkę , a dorosłym całe długie życie. Wypij swoje dzieciństwo do ostatniej kropelki, drugi raz się nie powtórzy. Wszystko ma swoją porę, miejsce i czas. A człowiek już teraz wie lepiej jak naprawić świat. Wiem , pamiętam jakie człowiek ma pomysły w tym wieku. Nie zdradzę co robiłam , ale przyznaję , że mój kochany Anioł Stróż  musiał mieć oczy wokół głowy i być wyjątkowo wysportowany. Aż dziw ,że złamałam nogę dopiero teraz , będąc  w starszo- średnim wieku. W tym wieku barwnym i zwariowanym trzeba bardzo uważać , żeby nie zrobić czegoś , co inni będą mu później przypominali i czego będzie się wstydził. Teraz wśród młodych ludzi panuje moda na wielkie miłości. Ja moim dzieciom powiedziałam tak : jeżeli któreś będzie uważać , że to co czuje to miłość i trafiło na odpowiedniego człowieka ,niech weźmie kartkę podzieli ją na połowę  i w jednej części wypisze jego wady , a drugiej zalety. Jeżeli widzi tylko same zalety, to nie jest miłość tylko hormony.  Jeżeli oprócz zalet widzi wady i jest w stanie je zaakceptować, rozumie konsekwencje  tych wad w wspólnym życiu, to jest miłość. W życiu nie ma ideałów , nawet słoneczko ma plamy. Miłość , miłością , ale człowiek, którego się wybiera jest z tobą całe życie. Mogę uwierzyć, że miłość jest ślepa, ale nie musi być głupia a faceci to łowcy , nie cenią tego , co łatwo zdobędą i już nie muszą zdobywać.


              Cóż mogę napisać młodym ludziom , którzy tak jak wy stoją na progu dojrzałości. Życie to nie zabawa, tylko ciężka praca i odpowiedzialność. Zanim założycie rodziny musicie się wiele nauczyć , zwłaszcza jak układa się związek w dużym stopniu zależy od kobiety. Może być „wycieraczką podłogową”, równorzędnym partnerem, lub tyranem domowym. Małżeństwo to wspólna praca dwadzieścia cztery godziny na dobę partnerów, a życie nie daje urlopu.

„ŻNIWA”
Ma dłonie stwardniałe od pracy,
Żar słońca na wskroś  go przeszywa,
Pot zlewa czoło, kark i plecy,
Normalnie, to przecież żniwa.

Stąpając w sypkim ziarnie,
Jak gdyby brodził w  złocie,
 Choć skóra od kurzu go swędzi ,
Już myśli dalszej robocie.

Ze strachem spogląda w niebo,
Patrząc na chmur kłębowisko,
Wytrzymaj deszczu trochę,
Bo koniec żniw już blisko.


              Wielu ludzi nawet  na wsi, nie docenia pracy rolnika. Wyobrażają go sobie jako prymitywnego, byle jak ubranego człowieka na traktorze, którego głównym zajęciem jest praca w polu , najczęściej oranie. W obecnych czasach przy rozwijających się technologiach, i zwiększających wymaganiach, spowodowanych obostrzonymi normami, rolnik musi być człowiekiem wszechstronnym. Podczas prac w polu wszystkie orki , podorywki, kultywatorowania czy bronowania muszą być wykonane właściwie , na odpowiednich głębokościach , żeby spulchnić , uprawić a nie wysuszyć glebę. Musi mieć sporą wiedzę agrotechniczną. Musi być dobry z chemii , żeby w odpowiednich proporcjach stosować  środki ochrony roślin, umiejętnie je dobierać, przewidywać skutki ich działania. Znając czas rozwoju roślin , prace muszą być wykonane we właściwym czasie.  Dla swoich zwierząt musi być dietetykiem, odpowiednio wyliczyć składniki pasz w zależności od rozwoju zwierząt i aktualnej pory roku. Lekarzem, który rozpoznaje choroby, potrafi podać lekarstwa co nie zawsze jest bezpieczne, przy porodzie położnikiem, pielęgniarzem opatrującym skaleczenia. Ponieważ gospodarstwa są coraz bardziej zmechanizowane , również mechanikiem potrafiącym na poczekaniu usunąć awarię. Jeżeli popełni błąd w hodowli albo uprawie , to skutki ponosi nie tylko on, ale cała jego rodzina. Żeby być rolnikiem trzeba być twardzielem, który nie daje się przeciwnościom . Do tego zawodu potrzebne jest powołanie. Szkoda , że wizerunek rolnika psują różnego rodzaju kombinatorzy.

              Kończy się czas mojego pisania, zaczynam ćwiczyć chodzenie. Mam nadzieję , że już niedługo wrócę do moich obowiązków . Może jeszcze coś napiszę , ale będę to robiła rzadziej. Mam nadzieję , że kiedyś kiedy mnie zabraknie, moje dzieci włączą komputer, zaczną czytać a wtedy poczują się tak jakbyśmy znowu byli razem, opowiadali sobie różne rzeczy, śmiali z absurdów  życia, żartowali. Pamiętajcie że zarówno teraz jak i po tamtej stronie tęczy kocham was i zawsze będę Was wspierać.
Wasza mama i ciocia.

W pewny m wieku, pełnym bzdur,
Człowiek  głowę ma wśród chmur.
W wodzie się z rybami ściga,
Z ptakami po niebie śmiga.
W włosach czapkę z rosy ma
I mądrości świata zna.
Swych sekretów nam nie zdradza,
Swoimi ścieżkami chadza,
Młody człowiek spieszy się
Już dorosłym zostać chce.

              Przyznaję miałam narwane pomysły , chodziłam roztargniona, nie tylko z głową w chmurach, ale cała bujałam w obłokach. Kiedy byłam mała, było hasło „ Kto ma owce, ten ma co chce”. Rodzice kupili owce . To były merynosy wielkopolskie. Pasienie tego naszego niewielkiego stadka, padło na mnie. Przewodniczką była Starucha. Jak ona kombinowała ,żeby mi uciec. Przyznaję , była w tym dobra. Potrafiła uciec w kukurydzę , która rosła niedaleko łąki i sięgała do torów kolejowych  To jak na sześciolatka , którym byłam - daleko. Kiedy je wytropiłam, a musiałam się nauczyć rozpoznawać  ślady , byłam zmęczona  a trzeba je było jeszcze przygonić z powrotem w pobliże domu . Wymyśliłam, że skoro ucieka, to jak ją znajdę , będzie przywozić mnie na łąkę z której dała ze stadem drapaka. Uplotłam ze sznurka konopnego uzdę i popręg. Zanim ją ujeździłam nieźle się poobijałam . Bolały mnie plecy od upadków i byłam w sińcach  ale dopięłam swego. Mogę wam powiedzieć, ze chociaż owca ma miękką wełnę, to w trakcie jazdy strasznie trzęsie. Pasąc owce objadałam się kwiatami akacji, koniczyny, jadłam liście szczawiu, tasznik. Smaczna jest młoda lebioda. Nauczyłam się też strzyc owce. To nie takie proste ostrzyć wełnę z owcy tak, aby kożuch był w całości. Uszkodzenia miały wpływ na cenę. Za wełnę w skupie rodzice dostawali pieniądze i już przetworzoną wełnę, z której robili na drutach swetry, czapki, skarpety albo sukienki. Były ładne , kolorowe i nie każde gryzły. Po owcach przyszła kolej na gęsi. Pierwszego dnia musiałam stoczyć walkę o przywództwo . Dobrze , że to była walka tylko z jedną gęsią, przywódczynią. Dała mi nieźle  popalić. Uderzenia skrzydłami , szczypanie i drapanie pazurami było bardzo bolesne. Do tej pory nie wiem jak to się stało , że wygrałam. Pozostałe gęsi stały w kółeczku i z uwagą obserwowały bójkę. Jak wygrałam, to pasienie stało się najprzyjemniejszą robotą. Uwielbiam czytać książki. Idąc z moim stadkiem na łąkę zabierałam koc i grubą księgę. Wybierałam na łące soczystą trawę, kładłam koc, książkę pod nos i czytałam do syta. Gęsi siadały grzecznie wokół koca i skubały trawę. Musiałam tylko pamiętać, żeby po doczytaniu do końca rozdziału zmienić miejsce, żeby gąski miały zawsze świeżą trawę. Przeczytałam  całą „Trylogię” Sienkiewicza, „Starą Baśń” „Grunwaldzkie miecze” , wszystkie dostępne w bibliotece książki Juliusza Verne’a , Karola Maya, Marka Twaina, Szklarskiego, Nienackiego. Niziurskiego. O bezpieczeństwo stada nie musiałam się bać. Gęsi są naprawdę bardzo czujne. Potrafiły ostrzec przed każdym zbliżającym się człowiekiem czy zwierzęciem. Lis nie ma szans. Gęsi broniąc się działają zespołowo, w grupie, wzajemnie się wspierają i jak Rzymianie tworzą zwarty szyk, zawsze przodem do wroga. Ciężko psu albo lisowi rozbić taką formację i porwać chociaż jedną gęś.




Zwierzęta są wokół  nas,
Czy tego chcemy, czy nie.
Mają swoje uczucia,
Więc proszę, szanujmy je.
             
              Utarło się w pojęciu ludzkim, ze lis to szkodnik, tylko czy tak jest na pewno ? Lis przecież pełni funkcję sanitarną w środowisku przyrodniczym. Żywi się myszami, szczurami, żabami. Jego ofiarami są chore zające króliki, zdarza się ,że sarny i ptaki. Co się dzieje kiedy lis na swojej drodze spotyka kurę. Nie ma tylko wątpliwości, że to jest ptak, ale jest to ptaszysko duże, ciężkie , do tego nie umie latać i po przebiegnięciu kilku metrów kuca mu przed pyskiem. On nie wie ,że to wytwór hodowli i pomysłowości ludzkiej. Dla niego to nie tylko degenerat, który nie potrafi latać , ale wariat który nie ma cech zachowania gatunku. Takie coś trzeba zlikwidować . czyli zjeść. Jak trafi mu się całe stado takich degeneratów – wariatów,  to dopiero ma używanie. Wtedy okazuje się kto jest bardziej pomysłowy: człowiek  w zakładaniu pułapek, czy lis w wynoszeniu kur. Drugim zwierzęcym wrogiem człowieka jest kuna. Wiadomo zagryza do ostatniego ptaka cały nasz drób. Jest taką żywą gilotyną. Nikt nie myśli , że przyczyną pojawienia się kuny są często szczury. Kuna ich obecność wyczuwa z daleka . Po wytępieniu ich przenosi się w inne miejsce. Jej obecność w jednym miejscu trwa najdłużej kilka dni, no chyba, że ma młode to jej obecność  trwa około dwóch tygodni. Polują na nią ludzie, psy, czasami, koty, lisy . Musi uważać na latające drapieżniki. Mówiąc  szczerze, to stworzenie  ma przechlapane w swoim kunim życiu, mając przypiętą łatkę szkodnika i mordercy. Rozumiejąc  zasadę działania  tego stworzenia , możemy zmienić  je w swojego sojusznika. Kolejnym  zwierzątkiem , które człowiek przerobił na mordercę jest łasica. Ilu ludzi wie, jak naprawdę duże jest to zwierzątko. Żeby przeżyć , musi w ciągu doby zjeść jedną mysz, jajko albo ptaka wielkości kurczaka. Polują na nią wszystkie możliwe drapieżniki : ludzie, psy , koty ,lisy, ptaki krukowate  i większe latające drapieżniki. Musi stale żyć w ukryciu. Moment nieuwagi, często kończy się dla niego śmiercią. W poszukiwaniu żywności musi stale przenosić się z miejsca na miejsce. Tchórze są bardzo rodzinnymi zwierzętami i żeby nie zdradzić miejsca swojego pobytu polują dalej od swojego gniazda. Polują w nocy i ich ofiarą padają głównie gryzonie. Jeżeli tchórza zobaczymy w ciągu dnia, to znak, ze do zdradzenia swojej obecności, zmusił go głód albo choroba. Zdarza się, że ich ofiarą padnie kura, ale tylko taka, która wieczorem pozostała poza kurnikiem. Wszystkie te stworzenia , zamiast zastanowić się nad wykorzystaniem ich możliwości, tępimy bez litości. Jest szereg stworzeń , które nam pomagają, ale nie zdajemy sobie z tego sprawy.

              Wielu ludzi wierzy w przesądy i zabobony. Niby się do tego nie przyznajemy, ale idziemy do wróżki po poradę, wierzymy w prorocze sny , oczywiście tak na wszelki wypadek. To co mnie spotkało i mam cichą nadzieję , że mnie opuściło jest faktem. Opiszę Wam to i wierzę , że nie przeczyta tego nikt postronny.  Moi najbliżsi mówili, że to dar , dla mnie to był koszmar. Pierwsza sprawa odbyła się w dzieciństwie. Mój dziadek umarł w Margoninie. Kiedy był u nas , opowiadałam mu różne historie, razem chodziliśmy na spacery, wspólnie z nim i siostrą kibicowaliśmy drużynie Górskiego. Wyjechał do siebie załatwić kilka spraw i chciał wrócić. Nie zdążył. Nie byłam na jego pogrzebie , ponieważ leżałam w szpitalu. Po pewnym czasie zaczął mi się śnić. Przed drzwiami do naszego pokoju pojawiał się obłok , który zmieniał się w dziadka. Podchodził do mojego łóżka , patrzył na mnie i uśmiechał się. Zlewałam się potem ze strachu. Wiedziałam, że nie żyje a ja strasznie boję się nieboszczyków. Powtarzało się to noc w noc. Pomogła modlitwa „ Wieczne odpoczywanie”. Teraz myślę, że po prostu chciał się tylko pożegnać.
               Drugie zdarzenie miało miejsce kilka tygodni później. Miałam psa Hipcia. Poszlibyśmy za sobą w ogień. To był tchórz, cwaniak kuty na cztery łapy i bratnia dusza. Otóż w naszym domu był tapczan na którym spał dziadek . Panicznie bałam się tego mebla i pokoju w którym stał. Zakładaliśmy centralne ogrzewanie i tapczan wylądował w naszym pokoju. Spali na nim rodzice. Reszta domu była rozgrzebana.  Zdarzyło się, że musiałam przygotować się do sprawdzianu z biologii. Nauczycielka była wymagająca , nie dawała sobie w kaszę dmuchać, budziła respekt ale była w wymaganiach i ocenianiu sprawiedliwa. Na tym co mnie nauczyła zdałam maturę z biologii i będę jej wdzięczna całe życie. Doceniłam ją dopiero w szkole średniej.  Wszyscy poszli na ogród tylko ja zostałam w domu no i ten tapczan. Siadłam w kąciku na dywanie i zaczęłam się uczyć starając się nie patrzeć na niego. Zesztywniałam na tym dywanie, zrobiło mi się zimno i w żaden sposób nie mogłam się skupić. Wtedy wszedł Hipcio . Nie zdziwiło mnie to. Potrafił otworzyć wszystkie drzwi i wchodził sobie kiedy chciał i gdzie chciał. Podszedł do mnie, przytulił się i położył obok. Normalnie,  jak to Hipuś. Przestałam się bać , a i nauka zaczęła mi wchodzić do głowy. Po jakimś czasie przeniósł się pod tapczan, dziwne, ale przestałam się zupełnie bać. Położyłam się na tym tapczanie. Był taki wygodny, a jak mi się uczyło! Po pewnym czasie piesek wstał i wyszedł , a za momencik wszyscy wrócili. Nie kryli zdumienia widząc mnie na tym tapczanie. Powiedziałam zgodnie z prawdą, że przecież prawie cały czas był ze mną Hipcio. Wtedy usłyszałam, że on był z nimi, a po drugie nie mógł wejść ani wyjść bo drzwi były zakluczone. Nie zdziwiło mnie to , nie wiem dlaczego? Piesek , który był ze mną, którego dotykałam i głaskałam był realny, żywy.
                Zdarzyło się, że weszłam do pokoju i zobaczyłam starszą , niedużą panią w pomarańczowych włosach, Właśnie te włosy zapamiętałam. Na moje pytanie, co tu robi –wyszła. Pytałam rodziców, czy może ją znają. Bez skutku.  Wieczorem zadzwonił telefon, dowiedzieliśmy się, ze zmarła ciocia mojego taty. Pojechał na jej pogrzeb. Po powrocie powiedział, że do końca świetnie się trzymała, tylko nie rozumie , po co farbowała włosy na taki obrzydliwie rudy kolor. Takich zdarzeń było kilka.

              Duchy mogą być nie tylko ludzkie, są także zwierzęce, zwłaszcza psie. Dlatego , kiedy nasz pies odchodzi, nie zapominajmy o obroży, zdejmijmy ją i zwróćmy mu wolność. Niech odejdzie do krainy po drugiej stronie tęczy i tam, jeżeli chce, poczeka na nasze przybycie. Myłam okno. Odeszłam na chwilę po nowe ściereczki i kiedy wróciłam pod drzewem na wprost okna siedział pies. Co tam pies potwornie wielkie . czarne bydlę. Na mój widok wstał i zaczął warczeć. Zwróciłam wtedy uwagę na obrożę. Szeroka, skórzana, nabijana ostrymi kolcami, Nigdy przedtem nie widziałam takiej obroży.  Dobry  Boże- powiedziałam, jesteś obcy, może bezpański , jakbyś był grzeczny, wzięłabym  cię , a tak jesteś obcy, niegrzeczny , wynoś się !  Złapałam miotłę i wybiegłam przed dom. Psa nie było. Zawołałam moje psiny, żeby pomogły szukać intruza. Te na wołanie przybiegły, ale naraz zaczęły piszczeć, podkuliły ogonki i uciekły. Olbrzyma nie było nigdzie widać, Podeszłam do furtki. Była zakluczona.

              Z moim teściem nigdy nie nawiązałam bliższego kontaktu. Kiedy przyjeżdżaliśmy albo go nie było, albo akurat wychodził. Podobno był sympatycznym człowiekiem.. Sporym zaskoczeniem był fakt, że przyśnił mi się po swojej śmierci. Minęło od tego momentu, już dobrych kilka miesięcy. Był to zresztą do tej pory jeden jedyny raz. Przyszedł ,i powiedział kilka razy , żebym zapamiętała:

Zły czas nastanie,
Będzie krzyk , rozpacz, błaganie.
Krzyż straci swe znaczenie,
Dusze skazane będą na błądzenie.

Brzmi to jak ostrzeżenie, tylko przed czym? A może był to tylko taki dziwny sen?- 1994 rok

              Nie potrafię powiedzieć kim jest Szary Człowiek ani jak wygląda chociaż widziałam go kilka razy. Czułam tylko, że kiedy dotknę jego dłoni a on okryje mnie swoją peleryną przestanę się martwić , będę bezpieczna , że ten gość to bezgraniczne dobro i bezpieczeństwo. On nie pozwolił mi się dotknąć, powiedział, że jeszcze mam czas. Przychodzi kiedy śpię. Kiedy przyszedł pierwszy raz powiedział:
Zegar przeznaczenia
Wydzwania minuty
Wkrótce nadejdzie
Czas pokuty,

              Czy ktoś słyszał o zegarze przeznaczenia? Przyznaję nie przywiązywałam do tego większej wagi. Przyszedł którejś nocy Szary Człowiek i zabrał mnie. Znalazłam się na skale. Pod tą skałą nie było nic . Pomimo świetnej widoczności niczego nie było. Dno bez dna. Kazał mi patrzeć na wprost. Daleko było widać potężny zegar. Tak jak dno nie miało dna , tak dal nie miała końca. Zegar ani nie stał, ani nie wisiał. On był. Przypominał stary zegar z kukułką, tylko bez ciężarków. Wszystko w tym zegarze się ruszało, ale na głównej tarczy była godzina za pięć dwunasta. Tam gdzie powinna być kukułka , wyświetlały się różne daty. Widać było na nim zmieniające pory roku. Pod jego daszkiem  przesuwały się zwierzęta i inne stwory. Dobierały się w grupki według sobie tylko znanego klucza. Zegar cały czas się zmieniał, był stale w ruchu. Na opisanie tego zjawiska język ludzki jest zbyt ubogi a zjawisko to przekracza granice ludzkiej  wyobraźni. Zresztą niewiele już pamiętam . To było trzy albo nawet cztery lata temu. Widziałam go bardzo krótko, maleńkie mgnienie snu. Niezmienna była tylko ta główna godzina. Nie wiem dlaczego , ale wolałabym, żeby te wskazówki się już nie przesuwały.W przybliżeniu 1997 rok

              Szary Człowiek  zjawiał się jeszcze kilka razy . Mówił, że ludzie mogą zmienić przeznaczenie, że to będzie zależało od mojego i już dorastającego pokolenia, że musimy ze sobą zacząć współpracować i się szanować. Miał żal, że nie doceniamy tego co mamy, tylko chcemy więcej i więcej… On był bezsilny i ja też nie wiedziałam i nie wiem do tej pory co mogę zrobić.

              Ostatnie moje spotkanie z Kimś było w tym roku. Mąż pojechał na nockę , dom zakluczony ,śpię grzecznie w łóżku. Chyba był środek nocy, kiedy ktoś zaczął mnie mocno szarpać. O Matko Boska. W moim pokoju był obcy facet. Spanikowałam, a on mi usta zatyka i mówi ,że mam być cicho bo on nie ma czasu. Dobre sobie. Sytuacja nie dość ,że dziwna to jeszcze  mocno dwuznaczna. Mówi mi ,że mam go słuchać bo on tu jest nielegalnie. Komu on to tłumaczy.  Mam go słuchać , bo to ważne. No i pyta czy go dobrze widzę i słyszę , bo on jest niematerialny.  Potwierdziłam , że widzę go , słyszę go (niematerialny  facet z taką krzepą) i niech idzie do Jackowskiego a mi pozwoli spać. U Jackowskiego kolejki , a ja nie mam marudzić tylko słuchać- odpowiedział i kazał mi zapamiętać , że:
1.           Antychryst to nie jest jeden człowiek tylko organizacja, kilku ludzi, trudno będzie określić           właściwego
2.           Ratunkiem na zarazę , która dotknie ludzi będzie zioło- nie powiedział  jakie,
3.           Niech ludzie szanują lasy, bo będą ich schronieniem w trudnych czasach,
4.           Mówił coś, że woda będzie skażona (czym i jak?)
5.           Wola Boska jest zmienna.

              Jak to powiedział to sobie zniknął a ja już do rana nie mogłam spać. Zastanawiałam się , czy wypowiedź tego pana nie przypominała mitycznej Puszki Pandory. Najpierw horror i nieszczęścia , a potem promyczek nadziei. Oczywiście jeżeli to ostatnie zdanie daje nadzieję. Pan Bóg jest już starszym gościem , staruszkowie mają zmienne humory. Około 2004 roku

             
Słyszałam bicie zegara i głos
- Zegar przeznaczenia wydzwania minuty , nadchodzi czas pokuty.
Słyszał ktoś , żeby zegar wybijał minuty. Słyszałam o godzinach, półgodzinach, kwadransach ale nie o minutach. Ten głos się pomylił.

              Co się mówi ludziom ma duże znaczenie . Przyszła kiedyś do mnie we śnie nasza ogólno- wiejska Babcia. Za nią stał obcy facet i mówił „ powiedz jej , no powiedz jej” Zaczęłam mówić coś, co do tej pory żałuję. Mówiłam, że marudzi na swoich bliskich, że z niczego nie jest zadowolona. I na końcu powiedziałam , że to nie tak, że w każdym człowieku jest coś dobrego, tylko trzeba poszukać. Wtedy oni zniknęli. Rano się dowiedziałam, że babcia w nocy zmarła. Dlaczego jej nie powiedziałam, że jest mądra, pracowita, dba o swoją rodzinę i że ja bardzo ją lubię. Nie wiem jak mam jej pomóc tam na tamtym świecie i przeprosić za kłopoty które jej narobiłam . Naprawdę babciu jest mi bardzo przykro i szczerze żałuję tego co zrobiłam . masz  prawo być na mnie zła , zachowałam się jak ostatni skretyniały matoł.

              Zaginął chłopak z naszej wsi. Chodziłam razem z nim do szkoły. Jego rodzina szukała go bardzo intensywnie. Pamiętam stanęłam przed jego zdjęciem i zaczęłam się zastanawiać gdzie jest , co się z nim dzieje. Przyśnił mi się w nocy. Szedł obok jeziora w stronę naszej wsi ale nie przeszedł pod mostem. Poszedł wzdłuż nasypu . doszedł do zakrętu, odwrócił się , pokiwał ręką na pożegnanie. Tam była ścieżka prowadząca w las. Wszedł na tą ścieżkę i zniknął w lesie. Jak się obudziłam to wiedziałam , że nie żyje. Zastanawiałam się czy powiedzieć o tym jego rodzinie. Co jednak miałam powiedzieć? Opowiedzieć sen? Każdy by powiedział, że nie jestem przy zdrowych zmysłach, że żartuję z ludzkiego nieszczęścia. Mówić coś takiego ludziom w takie sytuacji to straszna odpowiedzialność. Co będzie jak się mylę ?Po kilku miesiącach znalazł go grzybiarz w tym lesie. Nigdy nie sprawdziłam , czy ta ścieżka jest tam naprawdę.

              To co opisałam  ciągnie się za mną od dzieciństwa. Nawet moi bliscy raz mi wierzą , a innym razem są pełni sceptycyzmu. Raz słyszę ,że to dar , innym razem, że zmyślam. Jeżeli jest to dar, to naprawdę nie wiem co mam z tym fantem zrobić. Pozostaje wierzyć ,że to sny, ale były też zdarzenia  w realu , w środku dnia. Jedno wiem na pewno. Ja nie potrafię się z nimi skontaktować, to oni jeżeli chcą kontaktują się ze mną.
              Jechałam przed siódmą rano po mleko dla dzieci. Minęłam już cmentarz ewangelicki. Niebo już się przecierało, zaczęła podnosić się mgła. Zatrzymałam rower , bo zobaczyłam przy ziemi bardzo gęstą mgłę. Była gęsta i biała jak bita śmietana. Było cicho. Nikt nie szedł , ani nikt nie jechał. Byłam sama na drodze. Z mgły zrobiła się gruba poducha. Bałam się w nią wjechać. Słońce zaczęło wysyłać pierwsze promienie. Po lewej stronie od drogi jechał na koniu ubrany w prostą białą jakby sukmanę jeździec. Koń był po kolana zanurzony we mgle. Podjechał do dużej drewnianej chaty z niewielkimi oknami. Z bardzo małego komina, bo nie było go widać, snuł się dym. Zsiadł z konia i przywiązał go do podwójnego płotka, do którego były już przywiązane inne konie. Wszedł do chaty. Po chwili wyszła z chaty kobieta z nosidłem i drewnianymi wiadrami. Podeszła do drewnianej studni z żurawiem. Słońce zaświeciło mocniej. Mgła zbladła, obraz się rozpłynął.

              Szłam drogą od strony stacji. Zachodziło słońce, robiło się szaro. Usłyszałam płacz. Przez pole szedł dziwny korowód. Drewniany wóz ciągnięty przez woły prowadziło dwóch mężczyzn. Na wozie ktoś leżał. Za wozem szły głośno krzyczące i płaczące kobiety. Za tymi „płaczkami” szedł starszy mężczyzna i troje dzieci w różnym wieku. Dopiero za nim gromada innych ludzi podążających za nimi w milczeniu. Szli prosto w stronę lasku. Zniknęli razem z ostatnim promieniem słonecznym.
              Obydwa zjawiska trwały chwilkę . Sądzę , że miały coś wspólnego ze słońcem i światłem. Wyglądały jak bardzo króciutki film historyczny z bardzo dawnych lat. Ja miałam tylko pecha i dwa razy znalazłam się w niewłaściwym miejscu w niewłaściwym czasie.





Ta część została dopisana w 2019 roku.

              Los się zlitował  i nie widzę już duchów. Niektórzy są ciekawi jak to jest widzieć ducha. To zależy w jakiej formie się pokaże. Jeżeli jest materialny , to nie zdajemy sobie sprawy ,że to duch. Dopiero jak znika jak bańka mydlana, czyli pyk- i go nie  ma- wtedy czułam się ,jakbym zderzyła się z młotem pneumatycznym , taki ból. Do tego dochodziło straszne zimno, jakby ktoś wrzucił mnie do przerębla. Wszystko we mnie w środku dygotało. Najgorsze było osłabienie. Jakby ktoś wypił ze mnie wszystkie siły. Miałam wrażenie ,że upadnę w miejscu gdzie stoję  i nawet włosy na wietrze się nie ruszą. Uczuciem motywującym było pragnienie, ale to był chyba wynik strachu. To ono motywowało mnie do ruszenia się w stronę domu. Sądzę ,że jeżeli teraz spotkałabym takiego materialnego ducha, to bym tego nie przeżyła. Zabrałby mi energię i mnie w ten sposób zabił. Byłabym bezsilna i bezbronna
              . Krewnym, którzy mówią o duchach , żeby je wywoływać , zawsze mówię. Nie ruszajcie ich, nie bawcie się nimi. Nie szukajcie ich.  Nie wiecie jaką siłę wyciągniecie z zaświatów. Nie będziecie umieli nad nimi zapanować. To one robią co chcą i kiedy chcą.
               Duchy w formie cieni przeważnie są zimne .Lubią półmrok. Wtedy można stwierdzić- „ przewidziało mi się” i ja też starałam się tak myśleć.  Kontakt z nimi zawsze we mnie wzbudzał strach. Zobaczenie ich trwa chwilkę . Szybko znikają, tak jakby się wstydziły ,że zostały zauważone. Spotkałam duchy przypominające migające białe światła. Te światła to nasi bliscy. Opiekują się nami. Szanujmy je. Nie straszmy.  One czasami czymś brzękną, zastukają. Słyszymy ich kroki.  ostrzegają nas przed niebezpieczeństwem, podsuwają zagubione przedmioty, pilnują , żebyśmy nie zaspali.  Czy spotkałam złego ducha? Nie wiem . Byłam na ogrodzie. Pieliłam . Nagle zrobiło się szaro mimo słonecznego dnia. Zaczęłam się dusić . Zrobiło się lodowato . Poczułam, że życie straciło sens, wszystko nie ma sensu. Miałam ochotę skończyć ze sobą. Znalazłam si e na samym dnie rozpaczy i nie znałam powodu tego stanu . Naraz wszystko się rozpłynęło , zniknęło. Znowu świeciło słońce. Czułam, że ktoś mnie obronił. Jeżeli to nie była zła moc, to rozumiem co to jest depresja.

3. 06. 2019
Słyszę głos dziecka , które śpiewa wyliczankę
Cztery razy zegar bije
Czy myślisz o złej godzinie
Mija czas nieubłaganie
Wnet ulega wszystko zmianie.
Przez góry i lasy nadchodzą złe czasy.


7.11. 2019
              Śni mi się głos , który mówi straszne rzeczy. Wyzywam go, nie chcę słuchać. Nie daje za wygraną.  Zapisałam to co zapamiętałam. Ale to horror.

Jak ognista tęcza rozbłyśnie od krańca do krańca,
Ludzie ruszą do śmiertelnego tańca.
………………………………………………………………….
W ziemi kipiący kocioł się gotuje,
Ciemność na ziemi zwiastuje.
……………………………………………………………………….
Ludzie siebie wzajemnie zjadają , dla bliźniego litości nie mają.
………………………………………………………..
Strach, choroba ,śmierć będą codziennie w oczy zaglądały,
Dla nikogo litości nie miały.
……………………………………………………………
Kiedy przyjdzie opamiętanie, po ludzkich rzeszach ślad nie zostanie.
……………………………………………………………..
              Czy duchy i głosy mówią prawdę , nie wiem. Żaden nie podał numerów w totka i nigdy nic nie wygrałam. Nie podały też żadnych faktów , które mogłabym sprawdzić. Może daty mają znaczenie , dlatego zapisałam ostatnie. Zauważyłam , że mają obsesje na punkcie zegara. Mówiąc szczerze olewałam kwestię tego co mówią, to moja mama upierała się, że mam to pamiętać i zapisywać bo to ważne.  O moim  problemie z tamtą stroną wiedzą tylko moja mama i siostra. Ponieważ mam kłopoty z komputerem , to wrzucę te zapisy na moją stronę internetową. Odkryłam ,że i tak nikt jej nie czyta, a tylko nieliczni wiedzą kim jestem. 


06.02.2020.  Głos mówi „ Po wyborach się rozlegnie głośny chichot trupów” Myślałam, że się przesłyszałam i powiedział  tłumów, ale on jeszcze dwa razy zawołał  „ trupów”. Nie brzmi to za dobrze , ale to pierwsza wiadomość , którą może zweryfikować czas. Chociaż , może to znaczyć całkiem coś innego niż myślimy, Nie jest też określone o jakie wybory chodzi. Pożyjemy- zobaczymy.

Czerwiec 2020 przez tydzień . Bieganie,  krzyki, prawie panika i głos - nad Wisłą Hydra zamieszkała. 
Za dwa dni krzyki   - Wisła czerwona, Polska podzielona. 
11.07. 2020- pojedynczy , zrozpaczony głos- Demony się zbudziły. Reszta zależy od ludzi. 

W tym przekazie jest ukryta nadzieja. Każdy potwór , smok, Hydra były w legendach i mitach pokonane, trzeba było tylko znaleźć odpowiedniego, mądrego, silnego człowieka.

Wrzesień 2021 głosy powtarzaj jak mantrę-  będą potrzebne zjednoczenie i umiejętności. 

14.12.2021 Szepczą przerażone ,, Szela się odrodził , Szela jest gotowy"
 Szela jest dla mnie symbolem : ciemnoty umysłowej, fanatyzmu i okrucieństwa. Był przecież przywódcą rabacji w Galicji i przelał wiele krwi.

Tolerancja Chciałabym napisać o takich co widzą i czują więcej niż inni ludzie. Nie mam pojęcia dlaczego wyczuwamy i widzimy więcej i inaczej niż przeciętni ludzie. Wiem, że w cywilizowanym świecie musimy ukrywać nasze umiejętności, żeby nie skończyć w szpitalu psychiatrycznym. Nawet nasi bliscy często nam nie wierzą, nie traktują poważnie. Jeżeli mówimy poważnie, ostrzegamy ich, to i tak nam nie wierzą. Skąd się to wzięło ?  Czy to dar, czy raczej przekleństwo którego chcemy się pozbyć? Nie wiem. Sądzę, że to umiejętność po bardzo odległych  przodkach. Pozwalała im ona opuścić w porę jaskinię zanim została zasypana przez lawinę , wyczuć zaczajone drapieżniki. Te wyostrzone zmysły  nazywane nieraz ,,szóstym zmysłem" pozwalały im przetrwać a może nawet ci , którzy mieli je wyjątkowo wyczulone byli szczególnie cenieni. Teraz przez swoją inność w najlepszym przypadku możemy być przez innych wyśmiani, często się  wypieramy, że mamy te umiejętności. Ludzie nadwrażliwi w różnych dziedzinach nie pasują do ogólnie przyjętych norm . Jesteśmy dziwakami, nikt nas nie słucha a może moglibyśmy  kogoś uratować. To, że ktoś jest inny to nie znaczy , że jest gorszy.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz