Ta
część powstała w 2013 roku
BAJKI,
GADKI I WSPOMINKI
Mijają
dwa tygodnie jak wyszłam ze szpitala. Babcia ma do mnie żal , że przez swoją
głupotę złamałam nogę w kolanie . To nie jest tak jak myśli, ale w ogólnym
zarysie ma rację. W szpitalu jedenaście dni czekałam na operację. Nogę złamałam
w czwartek wieczorem. Miałam nadzieję ,że nic się nie stało, ale ból w kolanie
nie dał mi w nocy spać. Rano postanowiłam zamówić wizytę lekarza rodzinnego.
Zaczął się koszmar. Nie wiem która z nas była bardziej bezradna, rejestratorka
czy ja. O jedenastej postanowiłam pojechać do szpitala. Tam z przyjęciem i
formalnościami na szczęście nie było problemu. W sumie byłam dwadzieścia dni na
oddziale. Przyznaję ,gdyby nie pielęgniarki byłoby ciężko. Po powrocie
popatrzyłam na święty obraz wiszący na ścianie i doszłam do wniosku, że jeżeli
Pan Bóg stworzył człowieka na obraz i podobieństwo swoje to jednak popełnił
drobny błąd – nie uwzględnił moich pomysłów.
Dzisiaj rano w pokoju latało coś
molo-podobnego . Moje kochanie ukatrupił go packą na muchy. Trudno . Mord
mordem ,instynkt polowania ,chęć posiadania trofeum, ale czy faceci muszą mieć przy okazji trupa na
pół ściany?
Do
sąsiada który ma zakład porcelany przyjechała szkolna wycieczka. U nas jest
jedyna we wsi krowa . Traf chciał bydlątko ryknęło. Na to dziecko , które
nauczyciel trzymał za rękę (widocznie nadpobudliwe) zaczęło:
-Prose pana ,prose pana, co to było, co to
było?
-Krowa.
-Prose pana . prose pana, a co ona je, co
ona je?
Na to nauczyciel zmęczonym głosem
„Wyłącznie schabowe”.
Szczęka mi spadła poniżej podłogi.
„
WIOSENNY DESZCZ”
Popatrz
wiosenny deszcz srebrnymi kroplami mży,
A
w deszczu tym cieplutkim idziemy ja i ty
Deszczyk
cichutko puka, w młodziutkich listkach gra.
My
mamy mokre głowy , kałuża wodą łka.
Tak
przecież miło jest iść i uśmiechać się.
Patrzeć
jak budzi się Zycie gdy pada wiosenny deszcz.
Już
koniec, nie pada deszcz, już cisza wokół trwa
I
tylko w trawie błyszczy ostatnia deszczowa łza.
Znowu
się zachmurzyło. Chyba zacznie padać . Poprosiłam syna , żeby zebrał pranie .
Kochany chłopak., nie marudzi tylko robi o co poproszę. Drogą idzie jakaś młoda
matka i pcha wózek w którym kaprysi dziecko. Jest zdenerwowana, spieszy się. Do
głowy przyszła mi taka prosta bajka:
Słonko
za chmurami dzisiaj się ukryło.
Dlaczego?
Bo się wstydzi. Pewnie coś spsociło…
Zastanawiam
się, kto naprawdę wie jak wychować dziecko. Przecież nikt nie jest idealny, my
też . Tyle jest mądrych książek. Czytamy je, a nasze dziecko do nich nie pasuje
.Jest inne, inaczej patrzy na ten świat który nawet nam coraz trudniej
zrozumieć. To co dla nas było ważne, dla nich znaczy mniej. I co nam zostaje?
Rozmowa, dyskusja, negocjacja ale i żart, śmiech, czasami wspólne wygłupy,
przeprosiny, przyznanie się do błędu. Naszego błędu. Wspólne przygotowanie
posiłku, upieczenie placka, naprawa roweru, danie starego budzika do naprawy
synowi i radość ,że naprawił, że chodzi, że na leżąco? Czy to aż takie ważne? Potrafił!
Rety! Ten budzik świeci jak latarnia morska!
·
„ŚWIT”
Jak
niebo lekko pojaśnieje i cisza wszędzie zalega,
wszystko
co żyje stoi i patrzy i wszystko co czuje czeka.
Potem
w różowej barwie coś błyśnie. Ptak zanuci swą pieśń.
Już
niebo jak czerwone wiśnie ,rosa się błyszczy wśród traw i drzew.
Las
cały się pieśnią zachłysnął, śpiewaków tysięcy gniazd.
Bo
słońce już widać a rosa lśni, jak milion srebrnych gwiazd.
Wnet
zniknie to wszystko a złota kula,
ogrzeje każdy pień.
Dlatego
wszyscy co żyją się cieszą, bo nowy czeka ich dzień.
Na
gałęzi siedzi szpak, taki tłusty zadowolony z siebie, a ja patrzę ,słucham jego
skrzeku, wspominam Cezara. Cezara znalazła Babcia. Wyglądał jak skrzyżowanie
ptaka z jeżem. Ale głosik to on miał. Bez strachu, skrzekliwie wrzeszczał o
poszanowanie swoich praw. Nie mieliśmy nadziei , że uda się go wychować.
Szukaliśmy dla niego dżdżownic, pędraków, poiliśmy pipetą. Uwielbiał duże
tłuste pędraki szukane w starych trocinach. Łykał je , aż mu oczy na wierzch
wychodziły, a dziób i gardło rozciągały się do niesamowitych rozmiarów. Potem
syty siadał na kijku , przymykał oczy z zadowolenia, tyko wole mu się poruszało
i wydymało przez chwilę. Nie lubił klatki ,wolał siedzieć na wierzchu, a jak
nauczyliśmy go fruwać, na meblach albo karniszach. Kiedy zostawał sam płakał ,
po szpaczemu ale przejmująco smutno. Za to, jak tylko kogoś zobaczył jego
radość była przeogromna. Siadał na ramieniu, przytulał się, czule szczebiotał ,
gładził włosy albo podszczypywał ucho. Uwielbiał żółty ser, kłócił się o każdy
kąsek do upadłego, kradł z chleba, albo tak się przymilał, jęczał ,aż dostał.
Drugą jego słabością była kiełbasa. Kupiłam kiedyś w sklepie i położyłam na
stole. Nie zauważyłam Cezara w kuchni. Zadzwonił telefon .Kiedy wróciłam
Cezarek zdążył wciągnąć pół kiełbaski. Był tak ciężki, że nie mógł na mój widok
poderwać w górę ogona. Jak on wtedy przepraszał , ale on był głodny , i żeby
pokazać jaki był głodny to szybko zjadł pozostały kawałek. Przez pół dnia
siedział jak klucha na swoim kijku, posapywał z przejedzenia ale wieczorem już
zrobił normalną wojnę o ser. Wybaczaliśmy mu wszystko, nawet to ,że jak każdy
szpak był brudasem , paskudził gdzie tylko się dało, ale taka jest szpacza
natura. Wybaczaliśmy , bo w tym małym ptasim ciałku była wielka , odważna i
kochająca dusza. Cezar nie dożył jesieni, nie odleciał do ciepłych krajów .
Zmarł nagle. Okazało się ,że miał wadę serca. Serdecznie go opłakaliśmy .
Gwiazdy
,to przyjaciele ,choć świecą bardzo wysoko.
W ciemnościach dodadzą otuchy. Pokażą którą iść drogą.
Już
bardzo dawno ludzie zwrócili uwagę na
gwiazdy, tworzyli o nich mity, układali wzory , nadawali nazwy. Wierzyli , że
życiu jednego człowieka towarzyszy
gwiazda na niebie i spada ona w chwili jego śmierci. Szukano tych
gwiazd, na podstawie układu gwiazd w chwili narodzin tworzono horoskopy. Budziły
lęk i nadzieję. Dzisiaj również budzą emocje gwiazdy i różne zjawiska
zachodzące na nocnym niebie. Jeżeli tylko jest taka możliwość ,lubimy czytać o
nich i je obserwować . Często jest to jednak niemożliwe. Niebo jest
zachmurzone. Szkoda. Wiele z tych zjawisk jest widoczna co kilkadziesiąt lat. W
sierpniu z dziećmi pilnujemy spadających gwiazd ,mówimy po cichu różne życzenia
,wiemy ,że się nie spełnią , ale tak naprawdę kto to wie, są przecież rzeczy
których się ludziom nie śniło. Fajnie jest w tym zwariowanym, zagonionym
świecie znaleźć czas na odrobinę magii.
Byłam na kontroli u lekarza. Patrzy w moją
kartę i widzę, że mnie nie kojarzy.
- Jestem tą pacjentką co spadła z drzewa-
podpowiedziałam mu.
-A on popatrzył na mojego męża i mówi do
niego:
-Niech Pan żonie kupuje Red- Bulla. Zaczęli
się śmiać.
Cóż poczucie humoru u facetów ,
zdecydowanie przewyższa ich wagę.
Każde
dziecko o tym wie,
Mamy
siedem dziurek w głowie,
Dwie
dziurki w nosie do wąchania,
Dwie
mamy w uszach do słuchania,
Oczkami
świat oglądamy
Buzią
smaki czujemy, rozmawiamy.
Po
co to wszystko ?
By
głowa mała najpierw pomyślała,
potem
co powie, dobrze wiedziała.
Właśnie
to jest ciekawe. Jako małe dzieci poznajemy świat przy pomocy zmysłów.
Pilnujemy , żeby nasze maluchy nie wtykały byle czego do uszu ,ust albo nosa.
Nie zauważamy , że one są łakome na
bodźce. Całym swoim ciałem ,każdym zmysłem chłoną świat. My nie rozumiemy
dlaczego one płaczą, co tak te nasze maluchy śmieszy. Przecież nic się nie
dzieje ,nie ma powodu do takiej reakcji. Robimy się ślepi, głusi, obojętni.
Zabiegani, zmęczeni codziennym życiem, zamykamy swoje zmysły na świat.
Przestajemy zauważać innych ludzi, towarzyszą nam codzienne troski, zmartwienia.
Może warto przypomnieć sobie małe radości i przywrócić kolory , zapachy,
dźwięki świata. Ludzie wierzący marzą o raju po śmierci. Może niepotrzebnie.
Może przestaliśmy zauważać, że mieszkamy w raju. Nie słyszymy śpiewu ptaków ,
nie zachwycają nas wschody i zachody
słońca, przestaliśmy czuć zapachy roślin. Kto przytula się do drzew , żeby
poczuć ich ciepło lub usłyszeć cichy szum ich soków? Wchodząc do lasu nie dostrzegamy cudownej gry
świateł w gałęziach, nie słyszymy odgłosów zwierząt (zagłuszamy je własnym
,osobistym hałasem ) a pająk i jego
misterne dzieło budzą w nas odrazę. My nie zostaliśmy wygnani z raju . Staliśmy
się tylko ślepi, głusi i ile możemy
niszczymy to , co jeszcze z tego raju zostało.
„SKARB”
W
świetle poranka, pomiędzy gałęziami
wisi
skarb nad skarbami.
Nitki
srebrzyste w misterny wzór utkane,
kroplami
brylantów ubrane.
Błyszczą
i mienią się barwami
Z
pasa tęczy i uśmiechu jutrzenki.
Lecz
kruchy ten klejnot
Nie
ozdobi żadnej panienki.
Pojechaliśmy
na targ kupić dzieciom krótkie spodnie. Córunia raz dwa poszukała sobie dwie
pary fajnych spodenek. Kochane dziecko, muszę przyznać , że ma gust. Za to
młody , pokazał co to znaczy marudzić. Nic mu nie pasowało . Wreszcie jeden ze
sprzedawców go obmierzył i wybrałam mu dwie pary. Cała drogę do domu był jak
jeż z kolcami na sztorc. Po powrocie po dłuższym czasie stał się cud. Wszedł do
naszego pokoju z uśmiechem, spodenki miał ubrane. „Policzyłem, jedne mają
jedenaście a drugie piętnaście kieszeni ‘’- obwieścił z dumą i wyszedł. No tak.
Olśniło mnie. Facet w kieszeniach nosi prawie cały warsztat. Teraz już wiem .
Chłopakom kupuje się najpierw kieszenie a potem resztę spodni.
Strach
towarzyszy ludziom i zwierzętom od
początku życia . Każdy jednak boi się czegoś innego. Nie rozumiem dlaczego
strach ,lęk, budzi wesołość innych. Lęk
też może być motorem postępu. Nie było mi do śmiechu , jak kozioł ważący sto
trzydzieści kilo skakał ze strachu na dwa metry w górę i obijał się o ściany bo
zobaczył mysz. Dobrze, że udało mi się go uspokoić i namówić kota żeby mu tę
myszkę zabrał. Świetnie Ferdka rozumiałam. Sama boję się gryzoni i wysokości. Widziałam kobietę która zemdlała bo zobaczyła
motyla. To, że ktoś się czegoś boi to naturalne. Człowiek bez strachu jest
nieobliczalny i niebezpieczny. Co innego zrozumieć lęk, starać się do pewnych
granic go opanować. Uczucie to też ma swoje barwy. Szkoda , że lęk podobnie jak
zmęczenie ma szare odcienie.
·
„MROWISKO”
W
mrowisku obok sosny, Każda mrówka się uwija,
Bo
wszystkie te mróweczki, to jedna wielka rodzina.
Wiedzą
,że lato wnet minie, nastaną chłodne czasy
Więc
dla tej wielkiej rodziny , muszą zgromadzić zapasy.
Przypatrzcie
się mrówkom, widzicie?
Wy
chcecie wszystko sami . Co tam brat, siostra, tata…
A
mrówki żyją w gromadzie i jedna drugiej pomaga.
Pracuje
każda po cichu, nie marudzi, nie sarka
Bo
wie, że w gromadzie siła. Wytrwa, zimę przetrzyma.
·
„SEN
PAJĄKA”
Płyną
srebrne nitki, czepiają się wszędzie,
A
tam gdzie się zawieszą, pająk dom mieć będzie.
Nie
będzie to dom przestronny z wszelkimi wygodami
Lecz
domek malutki, cieplutki, w małym
krzaczku schowany.
W
tym domku malutkim, cieplutkim śpi wtulony w poduchy.
Łakomczuch,
śnić będzie do wiosny o pysznym obiadku z muchy
Zdarza się, że naszemu dziecku coś nie
wyjdzie. Niby na niego mruczymy , mamy żal. Prawimy morały, ale zdajemy sobie
sprawę , że na niepowodzenie składa się wiele czynników. Splot różnych
okoliczności , czasami także nasza wina albo zwykły pech. Psychika młodego
człowieka jest bardzo chwiejna i podatna na różne wpływy. Dobrze, jeżeli jego
najważniejszym doradcą i pocieszycielem jesteśmy my.
POCIESZENIE
Popatrz
w lustro, widzisz , pada deszcz. Po policzku krople toczą się.
Nie
płacz dziecko, osusz łezki swe. Już w ramionach mama tuli Cię.
Całą miłość składam w rączki Twe, czule
szepczę, że też kochamy Się,
Już
się nie bój , mija trwoga zła , bo obroni ciebie zawsze siostra twa.
Niech
wiatr wieje, burza toczy się, tata dzieci broni, każdy o tym wie,
Więc
uśmiechnij się serduszko me. Niech na Twojej buźce słońce bawi się.
Moje
słoneczka mają ogródki kwiatowe, żeby się nie kłócili, to każdy ma swój. Mają
mało czasu na ich pielęgnację , ale pomagam im jak mogę . Sieję kwiaty, wsadzam
cebulki, byliny . W sumie jakoś to wygląda. Mamy dwa psy- prawie jamniki , Norę
i Osę. Ich imiona dokładnie odzwierciedlają charaktery tych zwierzątek. Dziadek kupił jesienią
cebulkę luksusowego kwiatka. Wyjątkowo olbrzymie cebulisko. Została posadzona
komisyjnie na honorowym miejscu. Pozostałe cebulki krokusów, żonkili, tulipanów
, tam gdzie było miejsce. Rano cebula tkwiła na dosyć sporej kupce wykopanej
ziemi. Zasypałam dziurę, posadziłam
cebulę. W południe cebula była wykopana. Zasypałam dziurę, posadziłam cebulę i
kilka mniejszych cebulek które Norcia wykopała. Na drugi dzień psina się
postarała i wyryła dziurę na pół ogródka, zasypałam. Sytuacja powtarzała się
codziennie jak dzień świstaka. Wreszcie psinka pokazała na co ją stać. W
pierwszej chwili myślałam, że mam halucynacje. Przed domem była ogromna góra
ziemi. Normalnie Himalaje mi wyrosły. Zwierzątko chyba ryło całą noc. Zasypałam
, zagrabiłam. W końcu jamniki tak mają, muszą kopać, taka jest cecha ich rasy.
Cebuli nie znalazłam. Wiosną urosło
kilka kwiatków , tych które ocalały z
pogromu i honorowo, na samym środku ogródka ogromne liście kwiatka który był
przyczyną mojej wojny z Norą. Nazwałam go Pancerny. Na porządny ogródek
kwiatowy poczekam sobie z piętnaście lat, chyba, że trafi mi się kolejna Nora,
wtedy poczekam jeszcze dłużej.
Mam
czas więc przepisuję mój zeszyt z przepisami. Chyba takie coś ma każda kobieta.
Jest podarty, poplamiony i przywołuje wspomnienia. Przypomniał mi się przepis
na prosty placek. Znalazłam go w książce. Prosty, szybki, wszystko do jego
zrobienia miałam . Zrobiłam . Pachniał pięknie, wyrósł cudownie. A ten jego kolor. Na sam widok ślinka ciekła.
Po wyjęciu z formy okazało się , że nie da się ukroić nawet kawałeczka. To była
prawdziwa guma. Żeby się nie denerwować na sam jego widok , postanowiłam
wyrzucić go kurom. A co, niech się z nim uganiają. Wyszłam z nim na podwórko.
Zapomniałam , że nasz pies As bardzo lubił placki. Chyba wyczuł go z daleka,
podbiegł do mnie od tyłu, złapał placek zębami i pociągnął. Placek się
naciągnął więc go puściłam . Rety, walnął (nie uderzył) go z takim plaskiem w
pysk , aż biedak jęknął i usiadł na ogonie. Chyba go lekko zamroczyło. Uciekł
potem z tym ciastem pod deski, a ja musiałam go cały tydzień przepraszać i
przekupywać łakociami , aż tak się na mnie obraził.
·
„ŁOBUZIAK”
Mam
dzisiaj mokrą głowę, dziurawe buty dwa,
Mamo,
ty się nie gniewasz?
Wcale
nie jesteś zła?
Chociaż
przygód tyle ,co chwilę kusi mnie,
Rozbite
łokcie bolą, Ty wtedy tulisz mnie.
Mówią
, że jestem łobuziak , we wszystkie kąty się pcham .
Przecież
jestem ciekawy. Wszystko chcę dotknąć sam.
Jak
spotka mnie coś złego, jak płaczę , jest mi źle
Wtedy
mnie mamo przytulasz
Mamusiu…
Kocham Cię.
Może
jestem zbyt wyrozumiałą matką , ale dość dobrze pamiętam swoje dzieciństwo. Byłam
wiecznie umorusanym z poobijanymi kolanami i łokciami dzieciakiem. Zamiast
korzystać z furtki jak cywilizowany człowiek , po prostu przechodziłam przez
płot w miejscu, w którym akurat się znajdowałam . Zdarzało się , że coś poszło
nie tak i wisiałam na płocie jak żaba, a mama biegła mnie odczepiać. Przecież
przechodzenie przez furtkę było zbyt proste i bardzo prozaiczne. Moje chodzenie
po płotach i drzewach miało wyraźny wpływ na rozwój pobożności świadków moich
wyczynów. Ich okrzyki w rodzaju „Matko Boska” czy „O Jezu” dosyć często mi
towarzyszyły. Drugim strapieniem mojej
mamy był mój dziwny apetyt. Oprócz
normalnych posiłków jadłam garściami sól
, piasek, tynk ze ścian. Moi rodzice zbaranieli kiedy odstawili moje łóżeczko
od ściany (które dla jej bezpieczeństwa obili materiałem) bo okazało się , że
wyjadłam cały tynk łącznie ze szparami między cegłami. Moja siostra była zawsze
była grzeczna , dokładna, czysta, usłuchana, a ja jak było coś zakazane to
musiałam osobiście sprawdzić dlaczego . Nawet jak ona coś spsociła to i tak
szło to na moje konto. Moja siostra zawsze była najlepszą uczennicą w szkole a
ze mną to różnie bywało. Pierwsza za to wiedziałam gdzie kocica ma młode i ile,
gdzie ptaki mają gniazda i czytałam ślady zwierząt . Wiedziałam co na łące
można zjeść bez szkody dla zdrowia. Kiedy szłam do szkoły, to w towarzystwie
psów z mojej części wsi . Możecie mi wierzyć, że nauczyciele nie cieszyli się
na ten widok.
·
„BURZA”
Cisza.
Wszystko zamarło. Jest tylko gorąco i parno.
Dopiero
co było gwarno wśród ptasich zwierzęcych stad.
Wtem
zerwał się silny wiatr, wścieka się w szczeliny wciska kurz!
Zamarł…
Czeka… Błysnęło już!
Zerwał
się z wściekłością na nowo! Szaleje wręcz huraganowo!
Deszcz
się zachłysnął ulewą! Obmywa liście
trawom, drzewom…
Zagrzmiało
i błysnęło, aż
w ziemi coś jęknęło..
Wtem
burza zmalała, przyklękła..
Cisza…
Zasłona chmur pękła.
Koniec
… Już po burzy
Zostało
kilka kałuży.
Lato
to okres burz, więc nasz dzień zaczyna się od sprawdzania w Internecie
godzinowej prognozy pogody. Będą te burze czy nie będą , jak zaplanować dzień?
Strasznie się ich boi moje słoneczko , córunia. Chodzi niespokojna, dużo mówi ,
widać że się niepokoi. Staram się ją uspokoić, że przejdzie bokiem, że niech
sprawdzi skąd idzie burza i skąd wieje wiatr.
W naszych czasach , też zdarza
się , że w trakcie burzy giną ludzie. Nie schowali się na czas, wybrali złą
kryjówkę, nie docenili siły i możliwości przeciwnika. W czasach kiedy pracowałam i do pracy
dojeżdżałam rowerem zaskoczyła mnie w lesie burza, starałam się jak najszybciej
opuścić niebezpieczny teren bo pioruny mocno biły w pobliżu. Pocieszałam się,
że rower ma gumowe koła ,więc jest izolowany. Przede mną jechał rowerem facet.
Też się spieszył. Już wyjeżdżał z lasu i był przy torach , kiedy porządnie
huknęło . Metalowe części od jego roweru po prostu się poskręcały. Jemu na
szczęście nic się nie stało. A swoją drogą szczegółowe prognozy pogody często
się nie sprawdzają. Burze przychodzą przed czasem , albo po wyznaczonym
terminie. Widocznie nie mają zegarka. Biedni meteorolodzy tego nie
przewidzieli.
Wykąpałam
moje pieski , wytarłam, wysuszyłam,
wypuściłam na trawę, gdzie jeszcze się wytarzały i z błogim wyrazem na pyskach wystawiły brzuchy
do słońca. Po jakimś czasie zniknęły, chodzą przecież gdzie chcą , teren jest
ogrodzony, nie przeczuwałam niczego złego.
Kiedy się pojawiły dosłownie dech mi zaparło. Nie wiem co użyły jako
psich perfum, ale czuć je było z odległości
kilku metrów. Miały taki wyraz mordek , jakby użyły najdroższych perfumy „COTY” albo ”CHANELL 5”. Normalnie opary się z nich unosiły. Co
robić? Ubrałam gumowe rękawice i mimo ich protestów i jęków wychlapałam je w
deszczówce która na szczęście była w ogrodowej wannie. Smród trochę zelżał.
Wniosek, są gusta i guściki. To co jednych doprowadza do szału dla innych jest
szczytem elegancji, to tylko kwestia smaku i przyzwyczajeń .
Dzisiaj
mija trzydzieści osiem dni jak złamałam nogę. Jak sobie radzę ? Mam kłopoty z
równowagą przy posługiwaniu się kulami, zresztą zawsze tak miałam. Wszyscy
przeszli po równoważni a ja zawsze spadałam . Skakania na skakance też nigdy
nie opanowałam. Jeżdżę na krześle od komputera. Odpycham się naprzemiennie lub
równocześnie nogami w zależności od kierunku jazdy. Mogę też już klękać, więc
ćwiczę na czworakach żeby porozciągać mięśnie. Mam wysokie łóżko więc macham
sobie nogami jak za najlepszych dziecięcych lat. Teraz się to podobno nazywa
„choroba niespokojnych nóg” , ale to najlepszy sposób na przykurcze i zrosty.
Jeżdżę bez ortezy, więc mięśnie pracują równomiernie. Półpompki pozwolą mi
utrzymać siłę rąk . Robię więc wszystko, żeby kiedy przyjdzie pora stanąć na
nogach i ruszyć do swoich obowiązków a nie być słabym , lejącym się flakiem.
Razem z dziećmi opanowaliśmy sposoby pokonywania progów. Czyli dajemy radę i do
przodu. Do upartych świat należy, ale bez przesady.
Każde
zwierzę ma prawo do swojej indywidualności. Ma swoje prawa, ale i obowiązki.
Koty mają łapać myszy, psy pilnować naszego bezpieczeństwa. My odwdzięczamy się
im kąpielą, szczepieniami, czystymi , ciepłymi budami, i regularnymi posiłkami.
Ze swobody korzystają w granicach rozsądku, bo teren jest ogrodzony , a gryzoni
znajdują pod dostatkiem w ogrodzie.
Najwolniejszym
kotem w naszym stadzie był Biały Kapeć. Tego kota nawet koniec świata nie
zmusiłby do pośpiechu. Był typowym
alergikiem. Jak tylko zaczynały kwitnąć kwiaty, on już kichał, smarkał, sierść
miał w opłakanym stanie . Wyglądał jak szkielet ubrany w zbyt luźne futro,
tylko grzechotania kości nie słychać. Za to po pierwszych przymrozkach kocisko
zdrowe, pręży mięśnie przed kotkami. Miał on swój sposób na łapanie myszy.
Pełznął od mysiej jamki do mysiej jamki
i je obwąchiwał. Wyglądało to tak: najpierw idzie łeb , za nim ciągnie się
grzbiet, dołączają łapy i na końcu z przyzwyczajenia sunie ogon. Wyglądał jak lunatyk w wiecznym transie. Przy wybranej kładł się , zapadał w drzemkę. W pewnym momencie wsuwał łapę w jamę i wyciągał mysz. Konsumował
ją lub oddawał młodym kotom i już pełznął pod kolejną jamkę. Po kilku myszkach
spał na słonku aż do pory karmienia. Uwielbiał gotowaną marchewkę , wyławiał ją
ostrożnie z miski pazurkami . Kiedyś na obiad przyszedł z żywą myszą w zębach.
Kiedy zobaczył marchewkę w rosole szybko mysz przydepnął łapą ,a drugą łapą
powyciągał wszystkie marchewki. Tak się nimi najadł , że mysz zostawił młodym
kotom do zabawy.
Kruczek
był kotem całą gębą. Babcia mówiła o nim Pan Kot. Miał swoje zdanie i swoje
obowiązki. To on razem z nami kiedy oprzątaliśmy zwierzęta obchodził wszystkie
pomieszczenia. Czekał spokojnie na otwarcie drzwi i z wielką gracją i godnością
wchodził gdzie chciał. Myszy nie miały żadnych szans. Wyłapywał wszystkie. Tak
samo bez względu na pogodę obchodził obejście od zewnątrz. Wszystkie koty się
chowały przed ulewą, a on szedł , bo taki był jego obowiązek. Łaskawie od czasu
do czasu dawał się pogłaskać, ale dawał do zrozumienia, że to tylko zawracanie
mu głowy. Był jak żołnierz na wiecznej warcie. Zginął tragicznie. Leżał martwy
na korytarzyku pod schodami. Nikt nie wie co się stało. Poszedł na wieczną
służbę do krainy po drugiej stronie tęczy. Brakuje mi go. Żaden inny kot nie
potrafi go zastąpić.
Kotem,
który też na zawsze pozostanie w naszej pamięci to Bolto. Jego historia na
zawsze będzie dla nas ostrzeżeniem . Był kotem na schwał. Lubił towarzystwo
ludzi . Był bardzo tolerancyjny, dla wybryków dzieci . Nigdy nikomu nie pokazał
pazura, na nikogo nie prychnął. Skusiłam się na nasiona kocimiętki. Miała
ładnie pachnieć, być rośliną miododajną i ziołem. Nie wiem czy to prawda. Kiedy
trochę urosła Bolto zaczął ją jeść. Najpierw był wesoły , łasił się do wszystkich,
potem zaczynał dokazywać i psocić . Wyglądało to nawet zabawnie. Tylko w chwilę
potem robiła się z niego dzika bestia , a na koniec leżał nieprzytomny,
bezsilny i ośliniony jak dziecko. Uzależnił się od kocimiętki. Już wkrótce
stale był na haju. Zaczął podupadać na zdrowiu. W chwili szału zaatakował
samochód . Nie zdążyliśmy go zatrzymać. Nie, nie zginął na miejscu, nie
mogliśmy mu pomóc bo był jak oszalały. Atakował nas , próbował gryźć. Uciekł.
Wrócił jeszcze na drugi dzień żeby najeść się kocimiętki. Zdechł przy niej.
Wszyscy na własne oczy zobaczyliśmy do czego mogą doprowadzić narkotyki. To co
na początku wydawało się zabawne stało się straszne. Mogę mieć tylko nadzieję ,
że nikt w mojej rodzinie nie sięgnie po takie draństwo w żadnej postaci.
CZEKANIE
NA MALEŃSTWO
Jesteś
jeszcze w brzuchu mamusi, jak dotykam Cię , Ty ruszasz się.
Wiem,
że jesteś małe, słabiutkie, lecz się nie bój będę bronić Cię.
Jesteś
bratem, czy siostrą … nie wiem. Lecz maleństwo, ja kocham Cię.
Chcesz,
odstąpię Ci moje łóżeczko, mam zabawki , chcesz , dam Ci je.
Kiedy
już się urodzisz, to nie płacz, lecz wesoło roześmiej się,
A
ja przyjdę wtedy do Ciebie . Pierwszy
raz przytulę Cię.
Czekanie na pojawienie się nowego
członka rodziny budzi zawsze wiele emocji. Obojętnie czy to jest nowa synowa ,
mąż córki, teściowie . Zawsze jest strach. Jacy będą, czy mnie zaakceptują, jak
się dogadamy, jak to będzie? Ale wielkie emocje budzą się na wiadomość o
pojawieniu się nowego członka rodziny. Pierwsza jest radość , potem pojawia się
pierwszy odcień strachu. Czy wszystko będzie dobrze, czy jest zdrowe? Jak
zniesie to córka, czy synowa? W końcu wahania nastrojów też mają na nich wpływ.
Im bliżej porodu tym bardziej się o nich boimy a w tym strachu łatwo
przedobrzyć i kłótnia gotowa. Ciążą się rozwija, zaczyna być widać „Brzuszek”. Wtedy
następuje okres przesądów i
„pocieszania”. Kobiety w ciąży muszą ze stoickim spokojem wysłuchiwać różnych
strasznych opowieści o komplikacjach okołoporodowych. Trzeba być na nie
wyjątkowo odpornym. To taki nasz typowo polski sposób dodawania otuchy. Mamy to
w genach. Nie pamiętam wszystkich przesądów, ale najważniejsze to: nie noś
niczego na szyi , ani się niczym nie przewiązuj , bo dziecko owinie się
pępowiną, nie dotykaj ciała zwłaszcza jak się przestraszysz, bo będzie miało w
tym miejscu znamię , nie patrz w ogień ,nie pamiętam dlaczego,..itd. itp. Do
przesądów jednak podchodziłabym z większą ostrożnością. Kto wie, może jest w
nich ziarnko prawdy. Największym utrapieniem młodych rodziców są kolki u ich
pociech. Najlepszym sposobem na usunięcie tej dolegliwości u dziecka jest
podanie mu do popicia przegotowanej wody, może być z odrobinką glukozy. Potem
tylko wzięcie na ręce, trochę odbitek i po bólu.
Jaka jest moja ulubiona pora roku?
Nie wiem. Chyba wszystkie. O każdej można powiedzieć coś dobrego. Każda ma swój
urok, coś niepowtarzalnego.
„BUDZENIE
WIOSNY”
Słonko
na ziemię promyk wysłało, aby obudził wiosnę. Lecz promyk malutki
napotkał
złe smutki… I nic z niego nie zostało.
Już
słonko na ziemię śle nowe promienie, a one błądzą po ziemi. Tu zimno, tu
smutno,
Tu
ciemno jest wszędzie, jak wiosnę odnajdziemy?
Aż nagle muzyka spod ziemi się snuje, wiatr ciepły przegania
smutki i chmury łez pełne
przegania
po niebie, to budzą się krasnoludki. Już biegną, sprzątają ,malują i myją.
Zwijają
się w pracy jak mrówki….
I
wraz z promykami Wiosnę witają. Prześliczną… W zielonej sukience przetykanej
kwiatami.
Czekanie
na cieplejsze dni dłuży się dzieciom . Przedwiośnie to okres przeziębień przed
którymi staramy się chronić nasze dzieci , dlatego one z radością witają każdy
cieplejszy dzień , przynoszący zmiany.
„PRZEDWIOSNIE”
Kończy
się zima, śnieg na łąkach znika,
I
już nad lasem słychać śpiew słowika
Nad
polem jak dzwonek odzywa się skowronek
Już
przebiśnieg i krokus płatki swe rozchylają
A
dzieci z radością po podwórku biegają.
Cieszą
się słonkiem. Przedwiośnie witają.
„PĄK”
Jeszcze
wczoraj na drzewie był pączek,
Zielony
, nabrzmiały sokami,
A
dzisiaj , co za odmiana,
Kwiat
się uśmiecha do nas płatkami.
Wiosenne
cuda , to nie tylko eksplodujące codziennymi zmianami rośliny , a także zmiany
w zachowaniach i wyglądzie zwierząt i ptaków,
„MYŚLI
DZIECIOŁA”
Siedzi
dzięcioł na sośnie, wali w korę radośnie.
Już się wiosna zaczyna, więc pukania mojego
przyczyna jest prosta jak trzcina.
Gdy tak siedzę na sęku, myślę o swym ożenku i
pukaniem sygnały wysyłam.
-Czy
się znajdzie dzięciołowa dziewczyna, która przyjmie moje zaloty? ,
Sygnały
ślę pełen ochoty! Jestem taki przystojny
i młody,
Pełen
wdzięku , dzięciolej urody!
Marzę
o dziupli pełnej dzięciolątek! A to dopiero marzeń początek.
Potem
pieluchy, gotowanie, sprzątanie…
Eee
tam , lepiej już kawalerem zostanę! I zakończył dzięcioł pukanie.
Machnął
skrzydłami radośnie i poleciał
przyglądać się wiośnie.
Wiosenna aura lubi nas zaskakiwać
swoją zmiennością. Bywa bardzo kapryśna. Może być pogoda, ba wręcz upał. A za
chwilę deszcz , wiatr albo krótka
wiosenna burza. Nasze dzieci bardzo reagują na zmiany pogody. Najpierw
grzecznie się bawią, za chwilę grymaszą i mamy płacz bez powodu. Układ nerwowy naszych pociech dopiero
dojrzewa, dlatego to są mali meteoropaci. Musimy być cierpliwi.
„WIATR”
Najpierw
powolutku kołysał się na gałązkach drzew.
Nagle
spadł z drzewa… Oniemiał…
Wpadł
w gniew!!!
Świsnął
, zrobiło się biało, płatkami z drzew zawirowało,
Na
polach zerwał się kurz…
Wietrze
, starczy już!
Pozganiał
chmury deszczowe. Spadł deszcz na
wiatrową głowę.
Przysiadł
deszcz zmęczony, Zmoczony..
A
ptaki się śmieją …
Jaki
podobny do zmokłej wrony!!!
Co
wietrzyku, poszalałeś i po głowie dostałeś?!
Spadłeś
z drzewa przez roztargnienie,
Dlaczego
mamy moknąć przez twoje zacietrzewienie.
Święta
to magiczne słowo. Ile wspomnień przychodzi nam do głowy. Święta wielkanocne na
szczęście jeszcze opierają się komercji, jeszcze są rodzinne , domowe i oprócz
dyngusa w miarę bezpieczne . Pachną czystością i plackami. Mistrzem w pieczeniu
jest tata , jakie on piecze babki keksy, serniki. Babcia też jest niezła
.córunia zaczyna im dorównywać. Ja przygotowuję obiady, pieczenie placków nie
jest moja mocną stroną. W pierwsze święto dzieci szukają prezentów od zajączka.
Zwierzątko jest niewielkie , więc dary też skromne ale pomysłowe. Nigdy ich nie
ukrywam przed świętami. Uczciwie mówię gdzie schowałam i nie wolno zaglądać. A
co, niech się męczą i walczą z pokusą. Dyngus
to wojna na wodę dwóch rodzin . Przychodzi siostra z siostrzenicą, nas
reprezentują córka i syn . Obowiązkowy ubiór to płaszcze przeciwdeszczowe i
kalosze. Ile śmiechu i kwików przy polewaniu, tupotu nóg wokół domu i
padających komend. Po zabawie wycieranie ręcznikami ,suszenie suszarkami,
przebieranie w suche ubrania, czekający ciepły obiad.
Jak
dzieci śpią w łóżeczkach,
Zajączek
cicho się skrada.
Do
uszka bajkę opowie,
Do
gniazdka słodycze wkłada.
„WIELKANOCNA
BAJKA.”
Pewna kokoszka na jajkach siedziała Ina
wyklucie się kurcząt czekała. Wtem piórka nastroszyła bo skradającego się lisa
zobaczyła. Wrzasku podniosła co niemiara i z pomocą innych kokoszek lisa precz
przegnała. Na gniazdko wróciła i jajka policzyła. Wszystko było w porządku,
więc grzanie jajeczek zaczęła od początku. Aż pewnej nocy , kiedy mocno spała
wielkanocna wróżka przyleciała. Czary mary , szuru buru cicho wyszeptała i
wszystkie jajeczka w pisanki pozmieniała .Rano kokoszka szoku dostała. Gwałtu,
rety – krzyczała, po podwórku biegała ,bo z kolorowych jajeczek pstre kurczątka
wysiedziała. Bardzo się wstydziła , kiedy kurczaki- cudaki po podwórku
prowadziła. Lecz kiedy Wielkanoc minęła , kurczątka w kurki się pozmieniały.
Były czarne , białe, brązowe tak jak kury są kolorowe. Siadły na gniazdkach w
rządku, i wysiadywanie nowych jaj zaczęło się od początku.
Lato
to okres wzmożonych prac , nasze dzieci są bardziej zagrożone, zwłaszcza te
chodzące. Na podwórku pojawiają się maszyny wydające różne dźwięki. Dzieci są
ciekawe, mogą wejść wszędzie, nawet do ich środka , albo pod nie .Wystarczy
chwila nieuwagi dorosłego a nieszczęście gotowe. Las kusi grzybami, jagodami
nie zawsze jadalnymi, a jezioro czy stawek ciepłą wodą do kąpieli. Jesteśmy
pewni , że jest dobrze, bezpiecznie, że panujemy w pełni nad sytuacją. A tu nie
wiadomo co się nagle stało . Przy małych dzieciach trzeba myśleć z
wyprzedzeniem , przewidywać , ale i tak wszystkiego nie przewidzimy. Jak mówią
taternicy „ Trzeba uważać w miejscach łatwych, bo w trudnych to każdy potrafi”.
„W
LESIE”
Kiedy
jutro słonko, wyśle promień złoty
Szybko
wstaniemy, śniadanie zjemy
I
razem z rodzicami pójdziemy na jagody.
A
w lesie jak w krainie baśni
Łza rosy na każdej roślinie
zalśni,
I
mieni się w słońcu i drga ta rosa to
wróżki łza.
Tuż
obok mrowisko, pająk nitkę snuje
To
nic, że jest brzydki i jego serduszko bije.
On
broni nas przed muchami..
A
może to królewicz , złymi dotknięty czarami.
A
oto i jagody, już mamy pełne koszyki
Do
domu je niesiemy, tam ciasto zagnieciemy,
I
już po krótkiej chwili, chrupiące i rumiane
Bułeczki
zajadamy i mlekiem popijamy.
Jako
dziecko lubiłam chlapać się w kałużach , wskakiwać w nie rozchlapywać na różne
strony i puszczać na nich łódki z kory, papieru albo patyka. Dmuchać ,żeby
szybciej przepłynęły przez „ocean”. Pomysłów na zabawy w kałuży można mieć
mnóstwo.
·
„LETNI
DESZCZ”
Pada
deszcz, letni deszcz….
W
słońca promieniach w tęczę się zmienia.
Pada
deszcz, letni deszcz….
W
kałużę się zmienia do chlapania, do brodzenia.
Pada
deszcz, ciepły deszcz ,woła do zabawy.
Kto
jest zdrowy i wesoły ten się bawi z
nami.
Zniknął
deszcz poszedł gdzieś za stawy , za lasy.
Poznikały
też kałuże nawet jak jeziora duże.
Znowu
ciepło jest, gorąco , na niebie króluje słonko.
Wieje
ciepły wiatr, pachnie każdy kwiat,
Dziękując
deszczowi za napój zdrowy.
Kiedy
będzie zbyt gorąco, roślinka omdleje,
Przyjdzie
dobry deszczyk i wszystko podleje.
Lato
to okres , kiedy najbujniej kwitną kwiaty w przydomowych ogródkach. Zaskakują
barwne kompozycje i odmiany wydawałoby
się zupełnie pospolitych, łąkowych kwiatów. Starsze gospodynie zawsze dbają ,
żeby przed ich domami było kolorowo.
„BAJKA
O KROPLI I RÓŻY”
Za górami, za lasami spadł deszcz na łąkę z
kwiatami. Chociaż kwiaty pięknie pachniały , wcale kolorów nie miały. Jedna z
kropelek, nieduża , upadła tam gdzie rosła róża. Jej płatki były mięciutkie,
ładnie pachniały. Serdecznie kropelkę objęły i cicho zapłakały. Dlaczego
płaczesz- kropelka spytała. Popatrz- mówi róża - niebo jest błękitne, trawa
zielona a sarna płowa. Wszystko jakiś
kolor ma , więc dlaczego nie mam ja? Kropla różę pocieszała jak umiała, poiła
ją i czule kochała. Wiatr i deszcz na pomoc zawołała. Alę oni pomóc nie
potrafili, słońce o pomoc prosić radzili. Kropla słońca się bała. Długo, długo się
wahała- żal jej róży. Zawołała. Słońce zza chmury wyjrzało. Dlaczego mnie
wołasz – spytało. Niebo jest błękitne, trawa zielona, ty słoneczko złote całe,
dlaczego kwiaty nie mają barw wcale? Długa to historia i wielu już nie pamięta
, jak się mgła z chmurami kłóciły. Kwiaty o rozsądzenie sporu prosiły. One
jednak sporu rozsądzić nie umiały. Mgła i chmury złe były, więc kolory im zabrały. Kiedy spór rozsądzą oddać
im obiecały. Jest jednak na to rada. Jeżeli znajdzie się ktoś, kto swoją miłość
do kwiatów w barwy zamieni, wtedy je kolorami obdzieli, ale sam zniknie. Kropla
się nie wahała, chociaż się bała, w słońcu kolorami zajaśniała , bo tęczą się
stała. Róża na znak miłości czerwoną barwę wybrała. Za swoją kropelką tęskniła
, płakała i dlatego zawsze mokre płatki miała. Słońcu żal było róży więc
postanowiło, że gdy po deszczu tęcza w jego blasku się pojawi , wtedy na chwilę
kropla przy swojej róży się zjawi. Odtąd róża dzień cały tęczy wypatruje, ale w
nocy tęskni, cicho popłakuje. Ludzie mówią , że to ranna rosa po jej płatkach
spływa. Dzieci jednak wiedzą , że to łzy tęsknoty, że ona czuje bo jest żywa.
Teraz
jest lipiec miesiąc ociekający miodem. Jest coraz mniej chętnych ludzi do
zajmowania się pszczołami. Wiadomo, pracy dużo a one żądlą. Można się
przyzwyczaić, ale zawsze to boli. Pszczoły żyją w rodzinie i dla rodziny,
Potrafią zatańczyć, żeby innym pszczołom pokazać gdzie jest dużo kwiatów.
Potrafią się porozumiewać bzykaniem, zapachem, ruchem, zauważają to tylko
doświadczeni pszczelarze.
„PROŚBA
PSZCZÓŁ”
Będzie
miód – pszczoły wesoło bzykają,
Gdy
z kwiatka na kwiatek fruwają.
Niech
dzieci nam nie przeszkadzają,
Na
miodek cierpliwie poczekają.
Jesień
, jak to jesień przychodzi po cichu,. Nieśmiało. Dojrzewają jabłka, gruszki ,
kapiące słodyczą. W ogrodach pojawiają się następne kwiaty tworzące kolorowe
kobierce. Naraz podczas podmuchu wiatru leci na nas deszcz liści, korale
jarzębiny zachęcają do robienia biżuterii.
„DARY
JESIENI”
Lecą
liście z drzew, ścielą się pod nogami.
Układają
się w stubarwny dywanik
Po
nim idzie Jesień, mieni się od kolorów
Brązami
dębowych liści i czerwienią klonów,
W
ten mieniący się dywan nowe barwy wmieszała
Liliowe
kępy wrzosów barwami grzybów przetykała.
Do
sadów Jesień zajrzała, paletę z farbami ma w dłoni
Stanęła
tylko na chwilę przed małym drzewkiem jabłoni.
I
już ta dobra wróżka jabłka nam pomalowała
A
potem soczyste, dojrzałe do zjedzenia nam dała.
„JESIEŃ”
Liście
zielone w złote zmienia, a już po chwili strąca je z drzewa.
W
liściach tych jeże się schowają, bo one zimę w nich przesypiają,
Ptaki
do ciepłych krajów uciekają, wiewiórki zapasy uzupełniają
swoje
spiżarnie zabezpieczają, spieszą się jak
mogą…
bo
wieść wśród zwierząt niesie,
że
to już jesień chodzi po lesie.
Jesienna
mgła to jedno z dziwniejszych i niebezpiecznych zjawisk. Potrafi zakrywać i
odkrywać różne dziwne zjawiska, nieraz dawno zapomniane. Potrafi być cienka jak
firanka i gęsta jak śmietana. Na swojej powierzchni potrafi wyświetlać obrazy
jak w lustrze.
·
„MGŁA”
Mgła
się snuje nad polami,
Kładzie
się srebrnymi pasami.
Kiedy
rano się spieszymy,
W
mgielnych pasach brodzimy.
Ciepło
się uśmiechamy
Z
mgłą między palcami,
Mgłą
wplątaną we włosy,
Mieniącą
się kroplami rosy.
Jak
chodziłam do szkoły, to był zwyczaj, że jeździliśmy zbierać ziemniaki do
spółdzielni, pielić drzewka do szkółki, albo sadzić drzewa. Pieniądze zasilały
pieniądze klasowe i były dokładane do wycieczek. Teraz po latach kiedy jadę do
lasu i widzę drzewa które sadziłam to chwalę się nimi . W
końcu posadziliśmy te parę hektarów drzew pod czujnym okiem leśniczego a ten
nie uznawał fuszerki. Dzięki temu doświadczeniu mam całkiem inne podejście do
lasu i drzew niż następne pokolenia
„LEŚNE
ZMARTWIENIE”
Raz kotka Psotka i szczeniak Misiek,
zabrały babci od wełny koszyczek. Złapały go za uszka i pełne zapału , nie
robiąc jednak hałasu, pobiegły przez pole do lasu. Tu psotniki małe koszyk
postawiły i grzybów pilnie szukając
koszyczek gdzieś zgubiły. Szukały go pod krzaczkami, pod drzewami,
między traw kępami. Grzyby swoje pogubiły, łapki je rozbolały. Zaczęły
płakać maluchy , bo wnet się przekonały , że nie tylko koszyk zgubiły ale same
zabłądziły. Przez las kicał zając młody, w szarym futerku letniej mody. Słysząc
płacz , zapytał o smutku powody, a jak zbadał rzecz całą ,zawołał zwierząt
gromadę, żeby na malców kłopoty znalazły radę. Wiewiórki koszyk wnet odszukały,
pod krzaczkiem paproci był schowany. Zajączki grzyby nazbierały, na maluchy się
troczę gniewały , bo Psotka i Misiek grzybów nie znały i same muchomory do
kosza wkładały. Chciały do domu już wracać maluchy , żeby babcia wiedziała, że
dzielne z nich zuchy. Ale tu nowy kłopot miały , bo swojego adresu wcale nie
znały. Na szczęście wrona w lesie mieszkała co nad ich domem często latała.
Znała więc Psotkę Miśka też znała , drogę do domu im pokazała. Szczęśliwi oboje
do domu wrócili, koszyk z grzybami babci wręczyli. Babcia z powrotu ich się
ciszyła , bo ich zniknięciem się bardzo martwiła. Dzięki tej bajce dzieci teraz wiedzą, zanim z
domu wyjdą gdzie idą powiedzą.
Zima
to pora roku ,na którą dzieci czekają z radością ,a dorośli raczej nie darzą
jej sentymentem. Dla dorosłych zima to mróz , śnieg , zimno, ciemno. Dla dzieci
magiczny pierwszy śnieg, który ubiera świat na biało, zabawny gość z marchewką
zamiast nosa zwany bałwanem, wojny i pojedynki na śnieżki, jazda na sankach,
nartach, łyżwach, święta i najważniejsze ferie. Jak byłam dzieckiem to moim
życiowym koszmarem były wełniane swetry i rajstopy. Rany jak one gryzły , cała
skóra swędziała. Jak tylko mogłam to chowałam je gdzieś i idąc do szkoły oprócz
spodni, skarpet i kozaków nie było nic więcej, a tu mróz 30 stopni. Nie tylko
ja tak robiłam, potem patrzyliśmy kto pod spodniami ma bardziej sine nogi. Do
szkoły trzeba było dotrzeć we własnym zakresie. Od wiosny do jesieni pieszo
albo rowerami, zimą pieszo . Tych którzy mieli najdalej przywoziła „buda”
ciągnięta przez dwa potężne gniadosze. Choćby nie wiem jak zasypało ich wieś , konie zawsze były na
czas. W szkole toczyliśmy pojedynki. Nie, to nie były bójki tylko siłowanie na
ręce, pompki , przysiady .Bójki nie wchodziły w grę. Jeżeli już to honorowo,
jeden na jednego , ze świadkami ,że problem wyjaśniono uczciwie, bez kantów, a
przegrany nie miał powodów do żalu. Nie można było bić się ze słabszym. Tak
robili tylko cieniasy i cała klasa miała ich w pogardzie, byli słabeuszami wyżywającymi się na
słabszych, młodszych. Rozwiązywaliśmy konflikty sportowo, bo wtedy mniejszy też
miał szanse wygrać , zwłaszcza w przysiadach, a zresztą głupio iść obitym i obolałym do domu
w którym czekały obowiązki, bo większość rodziców miała gospodarstwa, na których
pracowali wszyscy domownicy, i często było młodsze rodzeństwo którym trzeba się
było zająć. Zimą rysowaliśmy na szkolnej ścianie śniegiem tarcze w które
rzucaliśmy śnieżkami ,zmycie kogoś śniegiem też nie należało do rzadkości.
Chociaż mieliśmy narwane pomysły , nikomu nie działa się krzywda a z okresu
szkolnego mamy fajne wspomnienia. Silniejsi pomagali w nauce słabszym ,
sprawdzali zadania, wyjaśniali niezrozumiałe zagadnienia. Wstyd było nie
wiedzieć , trzeba było się dowiedzieć i pytać. Nauczyciele wyjaśniali,
dyskutowali i uczyli nas myśleć, szukać rozwiązań. Jak trzeba była potrafili
nas sprowadzić do pionu. Nauczyciel to KTOŚ, potrafi i rozumie więcej, trzeba
to rozumieć i szanować. W domu jeździłam na sankach , na nartach. Siostra miała
niebieskie a ja czerwone. Były proste , drewniane, przypinane paskami do butów
ale jak jeździły po śniegu… Zresztą samochodów prawie nie było więc jeździłam
na drodze do woli. Jak byłam większa należało do mnie odśnieżanie. To też fajna
zabawa. Zamiast machać łopatą lepiłam
kule a potem układałam z nich zamek, bałwana, igloo , miśka albo jeszcze coś
innego. Święta to okres kiedy wszyscy są w domu .Po wigilii Gwiazdor przynosił
paczki, W nich szalik, albo piżama lub coś innego, praktycznego, gra i jedno
albo dwa prawdziwe pomarańcza. Były potem dzielone dla wszystkich ,rozkoszowaliśmy
się ich egzotycznym , niezapomnianym smakiem przez całe święta. Były też
wspomnienia, zabawy z cieniem na ścianie , oglądanie zdjęć , śpiewanie kolęd.
Szóstego grudnia w Wielkopolsce paczki
przynosi Mikołaj. Nikt nie wie jak wygląda. Rano się człowiek budzi i pod
choinką są paczki. To nie są duże paczki. Jakaś kolorowanka, książka,
zabawka. Tyle , żeby dzieci się nie
nudziły czekając na Gwiazdora.
·
„BAJKA O
ŚWIĘTYM MIKOŁAJU”
Czy
słyszysz te dzwonki na niebie. To ciche dzyń, dzyń , szur, szur, szur. To
Święty Mikołaj jedzie , wśród płatków śniegowych , wśród chmur. Jedzie Mikołaj
, już jedzie , do wszystkich dzieci na świecie, bo były bardzo kochane, więc
każde prezent dostanie. Bo te paczki
widzicie , są zrobione w niebiańskiej fabryce. Dzieci dobrze wiedzą , że
przez rok cały gromada małych krasnali, wesoło pracowała ile sił, żeby każdy
maluch szczęśliwy był. Robiły auta, piłki, ozdoby na choinki, lalki, misie,
klocki dla Jasia, Adasia , Dorotki. Spieszyły się szalenie, bo na całym świecie
dzieci złożyły zamówienie. Pokładły
zabawki w paczki a paczki na sanie. Dobrze je zabezpieczyły, żeby się nie
pogubiły. Już Mikołaj w sanie siadł , z nieba frunie już jak ptak. Już wesoło
pokrzykuje. Każde dziecko nasłuchuje. Słysząc hej , hej , dzyń ,dzyń , szur…
Wie, Mikołaj jedzie z chmur.
Gwiazdor, który przychodził do nas w gości, wyglądał inaczej niż wymyśliła go reklama . Miał
wysokie ciepłe czarne buty. Ubrany był w długi kożuch z baranów. Miał siwe
włosy , na głowie biskupią tiarę albo czapę z barana. W ręce trzymał pastorał,
taką długą, zakrzywioną laskę , którą
się podpierał. Przyjeżdżał saniami
ciągniętymi przez konie. Pojawiał się w naszych domach , kiedy na niebie błyśnie
pierwsza gwiazda. Szkoda , że pokonał go importowany mega krasnal z Ameryki w dodatku z reniferami. Zupełnie
jakbyśmy już zapomnieli o tym, że jesteśmy dumni z polskich koni.
Popatrz w niebo! Widzisz? Gwiazda
świeci.
Pierwsza gwiazda, do domu się spiesz.
Już choinka świeci wystrojona
I Wigilia już gotowa jest…
Sanie pełne Gwiazdor ma prezentów.
Piękne konie ciągną sanie te.
Pełne marzeń mają główki dzieci,
Każde coś innego dostać chce.
W Wigilię czeka dodatkowe wolne
nakrycie przy stole, bo każdy zdaje sobie sprawę , że w taką noc może się
zdarzyć, że przy naszym stole znajdzie się ktoś potrzebujący pomocy i taką
pomoc w miarę naszych możliwości może dostać.
Pada śnieg, srebrny śnieg…
Ubrał ziemię szarą , świątecznie,
biało.
Światła choinek, kolorami migają,
Samotnych, zbłąkanych ludzi,
W gościnne progi zapraszają.
Tu czeka opłatek, barszcz,
Stół odświętnie ubrany…
Usiądź gościu, porzuć troski,
Wyglądaj gwiazdy z nami.
Życzenia składane w ten świąteczny
wieczór, wypowiadane ze szczerego serca mają szczególne znaczenie. Cały rok
razem pracowałyśmy , dzieliliśmy się radościami
i troskami. Oto siedzimy przy wspólnym stole zdrowi , wszyscy, niczego
nie brakuje ,kochamy się i szanujemy. To jest najważniejsze.
Lecą gwiazdy śniegowe
Białe,
wesołe, tańczące
A na nich są życzenia
Serdeczne, świąteczne ,śmiejące.
Kiedy opłatkiem się dzielimy
Głośno je wypowiadamy,
Dzieląc się z najbliższymi
Tym, co w sercach mamy.
Ile łusek na rybie,
Ile maku w makowcu,
Ile grzybów w pierogach,
A przy stole radości,
Ile bombek na drzewku,
Ile kolęd śpiewanych,
Tyle życzeń najszczerszych
Swym najbliższym składamy.
Zdarzało się kiedyś , że w
pierwsze albo w drugie święto w naszych domach pojawiali się kolędnicy, ale ten
zwyczaj już zaniknął. Wygłaszane przez nich teksty może tak brzmiały?
Prowadzący- Jest taka noc szczególna, na
którą wszyscy czekamy.
I kiedy wreszcie nadejdzie, na niebie
gwiazdki szukamy.
Gwiazda ta malutka , pierwsza na
niebie zaświeci
I mówi dosyć sporów , usiądźcie do
wspólnej wieczerzy.
Pies co przedtem tylko szczekał nagle
przemówił, kot tylko na to czekał,
I chociaż normalnie ciągle się kłócą,
siadły obok siebie i kolędy nucą.
I my wszystkim obecnym , najszczersze
życzenia składamy
Do obejrzenia naszej szopki , chętnych
zapraszamy.
Turoń- Jestem
Turoń, taka niby koza, jak Wigilia się zbliża
Zrywam się z powroza i już tańczę, podryguję,
Kolędy wyśpiewuję, bo z kolędnikami
wędruję.
Śmierć- Spokój kozo,
już nie brykaj, bo się dzieci ciebie boją.
Szybciutko umykaj, bo ja śmierć nie
żartuję, nie.
Wnet cię kosą kolnę po rogatym łbie.
Herod-
Moja śmierci, nie bądź taka sroga
Wszak od kozy dzieci bardziej boją się
Heroda,
Ja żydowski król, srogie sprawiłem im
kaźni,
Teraz cierpię katusze w piekielnej
łaźni.
Diabeł- Nie
żal się Herodku , za twoje uczynki
Kara, którą cierpisz, nie jest aż tak
sroga,
Za kaźń niewinnych dzieci, cierpisz z
woli Boga.
Prowadzący- Bądźcie cicho, czy
widzicie, jacyś goście tu zmierzają
Dary niosą, to królowie do stajenki
się zbliżają.
Trzej Królowie- My trzej królowie, ze
świata przybywamy.
Mirrę, kadzidło i złoto, w darze
składamy.
Są to symbole władzy i wiary
Tobie dzieciątko je
teraz wręczamy.
Anioł- Spokój
już kolędnicy, wędrujcie w pokoju,
Bo w tę noc
przecudną , każdy chce spokoju.
Chce radości doznać
, przegnać smutki,
Więc kolędy
śpiewajcie na wesołe nutki,
O gwiazdce
srebrzystej, Jezusku, Maryji,
Józefie staruszku i
o Wigilii….
Wszystkich tu
obecnych, także zapraszamy.
Hej! Ludzie
najmilsi, kolędy śpiewamy.
Koniec zimy , mrozów i kwiatów
malowanych przez mróz na szybach. Znika śnieg , robi się szary , ciężki, mokry
·
„NARODZINY SOPLI”
Patrzył mróz, jak
krople wody
Po dachu ściekały.
Kiedy chciał się z
nimi bawić ,
W sople się
zmieniały.
·
„SOPELEK”
Płacze sopelek, wody kroplami.
-„Już zima odchodzi, już żegna się z
nami”.
Płakał tak dzień cały i łzy miał tak
duże,
Że nie ma sopelka, zmienił się w
kałużę.
Dzieci chętnie uczestniczą w
domowych zajęciach. My tylko musimy zapewnić im bezpieczeństwo i atrakcyjność wykonywanych działań oraz swoje
towarzystwo.
„KRÓLEWSKA BAJKA”
Za
górami, za lasami, żyli król i królowa z pięcioma córkami. Pierwsza Piwonia o rośliny dbała, ziemię
spulchniała, podlewała. Druga , Przyjaciółka
o zwierzęta dbała, dawała im jeść , pić , kąpała je i sierść
wyczesywała. Trzecia Melodia, grała na
instrumentach i śpiewała , pięknie tańczyła i komnaty sprzątała, troski
pałacowe za morza przeganiała. Czwarta córka Pychotka smacznie piekła,
gotowała, nikomu poczęstunku nie odmawiała. Piąta córka, Strojnisia szyła
suknie i szaty, dla sióstr swoich królewien, królowej mamy i króla taty. W tym
pałacu smok mieszkał. Sprawa to niesłychana , ale i on pracował od samego rana.
Dbał by każda komnata była dobrze ogrzana. Czyścił z sadzy kominy swym ogonem
krętym, w piecach ogień rozpalał bez niczyjej zachęty. Kiedy pracę swoją
skończył i się umył jak trzeba, od Pychotki dostawał zupę mleczną, z masłem
chleba, a Piwonia mu niosła kosz rzodkiewek rumianych i mówiły „ Smacznego,
jedz nasz smoku kochany”.
Każde dziecko chce być ważne i
mieć swoje zwierzątko , którym będzie się opiekowało. Musimy dyskretnie
obserwować i wspierać dzieci w tych działaniach. Dzięki temu łatwiej zrozumie
co dobre , co złe, nauczy się odpowiedzialności i nie wyrośnie na małego
egoistę.
„MAGICZNA KACZUSZKA”
Na
małej polance zamkniętej wśród gór w chatce nad potokiem mieszkał zbój. Z
wszystkimi się kłócił i z każdym się bił, więc nikt go nie kochał, tak bardzo
zły był. Aż raz nad brzegiem potoku, gdzie kładka była mała, zobaczył kaczkę
jak się pluskała. Na widok zbója nie uciekała. Za nim do chaty podreptała, do
zbója się przytulała i jego opowieści słuchała. Ten strasznie zły zbój dla
kaczki dobry był. Karmił ją , poił, o nią dbał
i cieszył się ,że ktoś go lubi, że nie jest już sam. Zmieniło się jego
serce zatwardziałe z powodu kaczki małej. Lecz oprócz radości i cierpienie
nieraz przychodzi. Zniknęła kaczka. Zbój szuka ją , woła, głośno zawodzi.
Spotkał w lesie czarodzieja, ten go pocieszył, więc w jego serce wstąpiła
nadzieja. Dowiedział się , że kaczka nimfą była i bardzo go polubiła, ale czy
zbój ją lubi nie wiedziała, więc do zamku Lubomiła poleciała. Kiedy tam się
stawi i udowodni, że kocha swoją kaczkę małą, to wnet się oboje spotkają.
Poszedł zbój do zamku Lubomiła, cieszył się , że czeka tam na niego przyjaciółka
miła. Wbiegł przez bramę do zamku i zdziwił się ogromnie, bo tam po zielonej
łące , kaczek chodziło tysiące. Lecz już łza radości , po policzku mu ścieka ,
bo swoją kaczuszkę rozpoznał z daleka. Kaczka mu mówi:” Ta łza znaczy więcej,
niż wielkie czyny, czułe słowa, wszystkie bogactwa i złota korona, bo z serca
płynęła i szczera była, o tym co do mnie czujesz poświadczyła. ”Dzięki tej łzie
czar zniknął, człowiekiem się stała, na zawsze ze zbójem w jego chatce
zamieszkała.
Różne są relacje między
rodzeństwem, ale dzieci najczęściej wzajemnie się bawią i wspierają. Zdarza się
jednak , że się pokłócą i wtedy jeżeli się nie było świadkiem sporu i nie zna
się przyczyny kłótni, to nie ma mocnych. Bez dobrego adwokata nie dojdzie się
prawdy, a można ukarać najmniej winnego. Jeżeli jest dzieci więcej niż dwoje
należy być jeszcze bardziej czujnym, bo tu możemy mieć do czynienia z
koalicjami, a nawet przekupstwem. Lepiej załagodzić sprawę i doprowadzić do
zgody. Najlepszym lekarstwem na „obolałą duszę ”jest kawałek czekoladki.
·
„OPOWIADANIE DZIECI”
Brat mój i ja wspólny pokój mamy. Razem
o porządek w tym pokoju dbamy.
Są tu książki, zabawki, nasze
znaleziska-czyli kapsle ,kamyki, ciekawe trawy,
Wszystko to ładnie układamy.
Pod biurkiem duży karton mamy, kolorowym
papierem jest poobklejany.
I ten karton bardzo duży , on nam
służy do podróży.
Jest okrętem wśród morskiej toni i
motorówką co po falach goni,
Lub dyliżansem na dzikim zachodzie, albo
jedziemy w nim jak w samochodzie.
Gdy tak pędzimy, wiatr nam w uszach
gra, zmienia się karton nagle w psa.
Zmienia się karton w co tylko chcemy,
ale wieczorem, kiedy spać idziemy,
to nasze klocki w niego kładziemy. Wtedy
z zamku co z niego powstaje,
wychodzi czarodziej, prawdziwy, od
bajek.
Gładzi po głowach, mruczy aaa…
I mówi nam bajki, te które zna.
My zasypiamy ,mój brat i ja.
„USYPIANKA”
Śpij słodko, moje małe kochanie,
Teraz jest noc, lecz jutro słonko
wstanie.
Teraz księżyc i gwiazdy na niebie
migają,
Dzieci są zmęczone, śpią, odpoczywają.
Od małego uczymy dzieci
konsekwencji w działaniach, porządku, różnych relacji z ludźmi i zwierzętami.
Uczymy , że złość rodzi złość , przemoc – przemoc. Uczymy też przewidywania
konsekwencji swoich działań. Jeżeli szarpiesz psa, on w końcu cię ugryzie.
Będziesz brudasem, twój organizm może tego nie wytrzymać i zachorujesz, rzucasz
papiery, śmiecisz – ktoś może się poślizgnąć, zrobić sobie krzywdę , może
zdechnąć zwierzę które to zje, udusić się. Psujesz zabawkę , można się nią
pokaleczyć. Dotykając czegoś gorącego , ryzykujesz oparzenie, jedząc rzeczy
nieznane, poparzyć buzię o nawet umrzeć. Zakazów i ich przewidywanych
konsekwencji jest sporo a nasze pociechy odkrywają, że życie nie zawsze jest
przyjemne.
„STRASZNA HISTORIA”
Raz
mały Piotruś poszedł do lasu. Narobił szkód ,wiele hałasu. Rozdeptywał grzyby,
łamał gałązki, bo prześwit między drzewami był dla niego wąski. Krzyczał aż
gardło go rozbolało, ale szkód było mu ciągle mało. Z domu, w kieszeni zabrał
cukierki, chodząc po lesie rzucał papierki. Na korze wyciął postać człowieka i
śmiał się patrząc jak sok z drzewa ścieka. Był dumny , myślał, że jest artystą,
my dobrze wiemy , on jest sadystą. Szkód było mu mało, więc kijem rozgrzebał
mrowisko i tak pomału las zielony zmieniał się w śmietnisko. Zerwał kwiaty i
wyrzucił, kijem do gawrona rzucił. Tak się bawił Piotruś mały w wojnę z
roślinami oraz zwierzętami. Nagle znalazł szkiełko w lesie. Ciekawe kto je
zostawił ? Jak się szkiełkiem bawił nagle mech się zapalił. Piotr uciekał co
miał siły, za nim drzewa się paliły, lecz z opresji wyszedł żywy. Gorzej było z
zwierzętami, które w lesie tym mieszkały i małymi pisklętami które fruwać nie
umiały. Z drzew zielonych ,co pięknie szumiały , smętne , czarne kikuty
zostały.
Śmierć to jeden z najtrudniejszych
tematów do rozmów , który jest poruszany przez naszych milusińskich. Stawia nas
zawsze w kłopotliwej sytuacji. Co właściwie możemy powiedzieć? Że to część
życia. Każda istota która się narodziła , kiedyś umiera i to zupełnie naturalny
proces. Że jak coś zepsujesz to możesz
naprawić , jak coś komuś zabierzesz to
oddajesz, jak spsocisz – przepraszasz, ale śmierci w żaden sposób nie naprawisz
, nie przeprosisz, nie zmienisz. Ona jest nieodwołalna i niezmieniana. Boimy
się jej, ale dobrze ,że jest. Śmierć czyni wszystkich ludzi równymi,
podlegającymi jej nieodwołalnym prawom.
·
„ŚMIERĆ SKOWRONKA”
Widziałam śmierć straszliwie blisko,
Na wyciągnięcie ludzkiej dłoni.
Dopiero co tu serce biło
A teraz ciało jest w agonii.
I przeszli ludzie obojętni,
Nie widząc męki i cierpienia,
Wciąż zabiegani, zagonieni,
Nie mają czasu na westchnienia.
Dopiero co pod słońcem śpiewał,
Głos jego sypał się na ziemię…
Już życie znikło bezpowrotnie,
Niedostrzegalne nikną cienie.
Nikt z ludzi nawet nie dostrzega,
Że w tej zwyczajnej , szarej chwili
Zniknęła z nieba srebrna nutka,
Już śpiewem pracy nie umili.
Ta część nie jest dla małych dzieci
Fajnie
jest mieć od czasu do czasu chwilę na bycie ze sobą sam na sam i na niemyślenie
o niczym.
„BŁOGIE LENISTWO”
Białe obłoki, skrzydlate anioły,
Mkną po błękitnym niebie.
Zielona łąka w kwiecistej sukience
Wabi mnie do siebie.
Leżę na łące ciepłej, pachnącej
I spijam nektar ze słońca.
Czuję się taka lekka i miękka
I tak jak ziemia gorąca.
Oderwę ciało moje od ziemi,
Popłynę za aniołami
Uniosę się ku nieba błękicie
A deszczem spadnę o świcie.
Snobizm, podążanie za modą ,gubienie
swojej osobowości, romantyzmu to znak naszych czasów.
„BAJKA O KROKODYLU”
Pewien
krokodyl, niezbyt już młody, co mieszkał w ZOO wynurzył łeb z wody i zdębiał
patrząc na damę, co stała obok zagrody. Patrzy krokodyl, oczom nie wierzy i
nagle w głośny płacz uderzy. Czemu tak płaczesz, co tak łzy lejesz? – spytał
opiekun co dawał jedzenie. Jak nie mam płakać – mówi krokodyl - chociaż nie
jestem już taki młody, choć wzrok mam słaby i oddech krótki , umieram patrząc
na mody skutki. Ta młoda dama przy ogrodzeniu z krokodyla obicia ma na auta
siedzeniu. Ze skóry cioci mej ma torebkę ,z kuzyna mojego nosi kurteczkę, z
wuja zrobiono dla nie buciki, chociaż był groźny , okrutny i dziki . Jak nie
mam płakać , łez nie wylewać, zginą krokodyle gdy modnisie w skóry będą się ubierać.
Nie zabierajcie się nigdy za
politykę, nie bierzcie się za kariery w tej dziedzinie. Ona tylko powoduje , że
nawet najmądrzejszemu człowiekowi robi się woda z mózgu i traci kontakt z
rzeczywistością. Człowiek który ma
kontakt z polityką już nigdy nie ma czystej myśli i duszy.
„ POLITYKA”
Polityka , to rzecz znana,
Z człowieka robi barana.
Kiedy wybory się zbliżają ,
Wszędzie plakaty się pojawiają.
Wtedy, gdzie tylko możemy
Konsultujemy, debatujemy,
Plotkujemy, wiecujemy,
Radzimy ile tylko możemy
Tu przeczytamy, tam podsłuchamy
Już jako-tako kandydatów znamy.
Głośno zdanie swoje wygłaszamy,
Bo demokracji prawa znamy.
-Ten to romantyk i naiwny,
-Naród mu wierzy, ale dziwny.
-Ten politykiem został dla zysków,
-Może nakładzie mu ktoś po pysku,
-Tamten to bankrut, jak wieść niesie,
-Ktoś z jakąś babą był autem w lesie..
Każdemu łatkę się przykroi
Bo wyborami Polska stoi.
Kandydatów dobrze znamy,
Są przecież tacy jak my sami.
Jak to się kończy dobrze wiemy,
Przed wyborami śmiechy,
Po wyborach płaczemy.
Bycie nastolatkiem to naprawdę
ciężka sprawa. Człowiek się śmieje , albo płacze i nie wie dlaczego. Chciałby
być dorosły , a tu nikt nie traktuje go poważnie. Życie jest skomplikowane i
nie ma nic wspólnego z serialami. Pomysły, wydawałoby się, genialne, wprawiają
dorosłych w stan totalnego zbaranienia. Nic tylko siadać ,oczy w słup i po
słupie. Nie mogą w pierwszej chwili słowa wykrztusić. Ciągle mówią , nie spiesz
się, dzieckiem jesteś małą chwilkę , a dorosłym całe długie życie. Wypij swoje
dzieciństwo do ostatniej kropelki, drugi raz się nie powtórzy. Wszystko ma
swoją porę, miejsce i czas. A człowiek już teraz wie lepiej jak naprawić świat.
Wiem , pamiętam jakie człowiek ma pomysły w tym wieku. Nie zdradzę co robiłam ,
ale przyznaję , że mój kochany Anioł Stróż
musiał mieć oczy wokół głowy i być wyjątkowo wysportowany. Aż dziw ,że
złamałam nogę dopiero teraz , będąc w
starszo- średnim wieku. W tym wieku barwnym i zwariowanym trzeba bardzo uważać
, żeby nie zrobić czegoś , co inni będą mu później przypominali i czego będzie
się wstydził. Teraz wśród młodych ludzi panuje moda na wielkie miłości. Ja moim
dzieciom powiedziałam tak : jeżeli któreś będzie uważać , że to co czuje to
miłość i trafiło na odpowiedniego człowieka ,niech weźmie kartkę podzieli ją na
połowę i w jednej części wypisze jego
wady , a drugiej zalety. Jeżeli widzi tylko same zalety, to nie jest miłość
tylko hormony. Jeżeli oprócz zalet widzi
wady i jest w stanie je zaakceptować, rozumie konsekwencje tych wad w wspólnym życiu, to jest miłość. W
życiu nie ma ideałów , nawet słoneczko ma plamy. Miłość , miłością , ale
człowiek, którego się wybiera jest z tobą całe życie. Mogę uwierzyć, że miłość
jest ślepa, ale nie musi być głupia a faceci to łowcy , nie cenią tego , co
łatwo zdobędą i już nie muszą zdobywać.
Cóż mogę napisać młodym ludziom ,
którzy tak jak wy stoją na progu dojrzałości. Życie to nie zabawa, tylko ciężka
praca i odpowiedzialność. Zanim założycie rodziny musicie się wiele nauczyć ,
zwłaszcza jak układa się związek w dużym stopniu zależy od kobiety. Może być
„wycieraczką podłogową”, równorzędnym partnerem, lub tyranem domowym.
Małżeństwo to wspólna praca dwadzieścia cztery godziny na dobę partnerów, a
życie nie daje urlopu.
„ŻNIWA”
Ma dłonie stwardniałe od pracy,
Żar słońca na wskroś go przeszywa,
Pot zlewa czoło, kark i plecy,
Normalnie, to przecież żniwa.
Stąpając w sypkim ziarnie,
Jak gdyby brodził w złocie,
Choć skóra od kurzu go swędzi ,
Już myśli dalszej robocie.
Ze strachem spogląda w niebo,
Patrząc na chmur kłębowisko,
Wytrzymaj deszczu trochę,
Bo koniec żniw już blisko.
Wielu ludzi nawet na wsi, nie docenia pracy rolnika. Wyobrażają
go sobie jako prymitywnego, byle jak ubranego człowieka na traktorze, którego
głównym zajęciem jest praca w polu , najczęściej oranie. W obecnych czasach
przy rozwijających się technologiach, i zwiększających wymaganiach,
spowodowanych obostrzonymi normami, rolnik musi być człowiekiem wszechstronnym.
Podczas prac w polu wszystkie orki , podorywki, kultywatorowania czy bronowania
muszą być wykonane właściwie , na odpowiednich głębokościach , żeby spulchnić ,
uprawić a nie wysuszyć glebę. Musi mieć sporą wiedzę agrotechniczną. Musi być
dobry z chemii , żeby w odpowiednich proporcjach stosować środki ochrony roślin, umiejętnie je
dobierać, przewidywać skutki ich działania. Znając czas rozwoju roślin , prace
muszą być wykonane we właściwym czasie.
Dla swoich zwierząt musi być dietetykiem, odpowiednio wyliczyć składniki
pasz w zależności od rozwoju zwierząt i aktualnej pory roku. Lekarzem, który
rozpoznaje choroby, potrafi podać lekarstwa co nie zawsze jest bezpieczne, przy
porodzie położnikiem, pielęgniarzem opatrującym skaleczenia. Ponieważ
gospodarstwa są coraz bardziej zmechanizowane , również mechanikiem potrafiącym
na poczekaniu usunąć awarię. Jeżeli popełni błąd w hodowli albo uprawie , to
skutki ponosi nie tylko on, ale cała jego rodzina. Żeby być rolnikiem trzeba
być twardzielem, który nie daje się przeciwnościom . Do tego zawodu potrzebne
jest powołanie. Szkoda , że wizerunek rolnika psują różnego rodzaju
kombinatorzy.
Kończy się czas mojego pisania,
zaczynam ćwiczyć chodzenie. Mam nadzieję , że już niedługo wrócę do moich
obowiązków . Może jeszcze coś napiszę , ale będę to robiła rzadziej. Mam
nadzieję , że kiedyś kiedy mnie zabraknie, moje dzieci włączą komputer, zaczną
czytać a wtedy poczują się tak jakbyśmy znowu byli razem, opowiadali sobie
różne rzeczy, śmiali z absurdów życia,
żartowali. Pamiętajcie że zarówno teraz jak i po tamtej stronie tęczy kocham
was i zawsze będę Was wspierać.
Wasza mama i ciocia.
W pewny m wieku, pełnym bzdur,
Człowiek głowę ma wśród chmur.
W wodzie się z rybami ściga,
Z ptakami po niebie śmiga.
W włosach czapkę z rosy ma
I mądrości świata zna.
Swych sekretów nam nie zdradza,
Swoimi ścieżkami chadza,
Młody człowiek spieszy się
Już dorosłym zostać chce.
Przyznaję miałam narwane pomysły ,
chodziłam roztargniona, nie tylko z głową w chmurach, ale cała bujałam w
obłokach. Kiedy byłam mała, było hasło „ Kto ma owce, ten ma co chce”. Rodzice
kupili owce . To były merynosy wielkopolskie. Pasienie tego naszego
niewielkiego stadka, padło na mnie. Przewodniczką była Starucha. Jak ona
kombinowała ,żeby mi uciec. Przyznaję , była w tym dobra. Potrafiła uciec w
kukurydzę , która rosła niedaleko łąki i sięgała do torów kolejowych To jak na sześciolatka , którym byłam -
daleko. Kiedy je wytropiłam, a musiałam się nauczyć rozpoznawać ślady , byłam zmęczona a trzeba je było jeszcze przygonić z powrotem
w pobliże domu . Wymyśliłam, że skoro ucieka, to jak ją znajdę , będzie
przywozić mnie na łąkę z której dała ze stadem drapaka. Uplotłam ze sznurka
konopnego uzdę i popręg. Zanim ją ujeździłam nieźle się poobijałam . Bolały
mnie plecy od upadków i byłam w sińcach
ale dopięłam swego. Mogę wam powiedzieć, ze chociaż owca ma miękką
wełnę, to w trakcie jazdy strasznie trzęsie. Pasąc owce objadałam się kwiatami
akacji, koniczyny, jadłam liście szczawiu, tasznik. Smaczna jest młoda lebioda.
Nauczyłam się też strzyc owce. To nie takie proste ostrzyć wełnę z owcy tak,
aby kożuch był w całości. Uszkodzenia miały wpływ na cenę. Za wełnę w skupie
rodzice dostawali pieniądze i już przetworzoną wełnę, z której robili na
drutach swetry, czapki, skarpety albo sukienki. Były ładne , kolorowe i nie
każde gryzły. Po owcach przyszła kolej na gęsi. Pierwszego dnia musiałam stoczyć
walkę o przywództwo . Dobrze , że to była walka tylko z jedną gęsią,
przywódczynią. Dała mi nieźle popalić.
Uderzenia skrzydłami , szczypanie i drapanie pazurami było bardzo bolesne. Do
tej pory nie wiem jak to się stało , że wygrałam. Pozostałe gęsi stały w
kółeczku i z uwagą obserwowały bójkę. Jak wygrałam, to pasienie stało się
najprzyjemniejszą robotą. Uwielbiam czytać książki. Idąc z moim stadkiem na
łąkę zabierałam koc i grubą księgę. Wybierałam na łące soczystą trawę, kładłam
koc, książkę pod nos i czytałam do syta. Gęsi siadały grzecznie wokół koca i
skubały trawę. Musiałam tylko pamiętać, żeby po doczytaniu do końca rozdziału
zmienić miejsce, żeby gąski miały zawsze świeżą trawę. Przeczytałam całą „Trylogię” Sienkiewicza, „Starą Baśń”
„Grunwaldzkie miecze” , wszystkie dostępne w bibliotece książki Juliusza Verne’a
, Karola Maya, Marka Twaina, Szklarskiego, Nienackiego. Niziurskiego. O
bezpieczeństwo stada nie musiałam się bać. Gęsi są naprawdę bardzo czujne.
Potrafiły ostrzec przed każdym zbliżającym się człowiekiem czy zwierzęciem. Lis
nie ma szans. Gęsi broniąc się działają zespołowo, w grupie, wzajemnie się
wspierają i jak Rzymianie tworzą zwarty szyk, zawsze przodem do wroga. Ciężko
psu albo lisowi rozbić taką formację i porwać chociaż jedną gęś.
Zwierzęta są wokół nas,
Czy tego chcemy, czy nie.
Mają swoje uczucia,
Więc proszę, szanujmy je.
Utarło się w pojęciu ludzkim, ze
lis to szkodnik, tylko czy tak jest na pewno ? Lis przecież pełni funkcję
sanitarną w środowisku przyrodniczym. Żywi się myszami, szczurami, żabami. Jego
ofiarami są chore zające króliki, zdarza się ,że sarny i ptaki. Co się dzieje
kiedy lis na swojej drodze spotyka kurę. Nie ma tylko wątpliwości, że to jest
ptak, ale jest to ptaszysko duże, ciężkie , do tego nie umie latać i po
przebiegnięciu kilku metrów kuca mu przed pyskiem. On nie wie ,że to wytwór
hodowli i pomysłowości ludzkiej. Dla niego to nie tylko degenerat, który nie
potrafi latać , ale wariat który nie ma cech zachowania gatunku. Takie coś
trzeba zlikwidować . czyli zjeść. Jak trafi mu się całe stado takich
degeneratów – wariatów, to dopiero ma
używanie. Wtedy okazuje się kto jest bardziej pomysłowy: człowiek w zakładaniu pułapek, czy lis w wynoszeniu
kur. Drugim zwierzęcym wrogiem człowieka jest kuna. Wiadomo zagryza do
ostatniego ptaka cały nasz drób. Jest taką żywą gilotyną. Nikt nie myśli , że
przyczyną pojawienia się kuny są często szczury. Kuna ich obecność wyczuwa z
daleka . Po wytępieniu ich przenosi się w inne miejsce. Jej obecność w jednym
miejscu trwa najdłużej kilka dni, no chyba, że ma młode to jej obecność trwa około dwóch tygodni. Polują na nią
ludzie, psy, czasami, koty, lisy . Musi uważać na latające drapieżniki. Mówiąc szczerze, to stworzenie ma przechlapane w swoim kunim życiu, mając
przypiętą łatkę szkodnika i mordercy. Rozumiejąc zasadę działania tego stworzenia , możemy zmienić je w swojego sojusznika. Kolejnym zwierzątkiem , które człowiek przerobił na
mordercę jest łasica. Ilu ludzi wie, jak naprawdę duże jest to zwierzątko. Żeby
przeżyć , musi w ciągu doby zjeść jedną mysz, jajko albo ptaka wielkości
kurczaka. Polują na nią wszystkie możliwe drapieżniki : ludzie, psy , koty
,lisy, ptaki krukowate i większe
latające drapieżniki. Musi stale żyć w ukryciu. Moment nieuwagi, często kończy
się dla niego śmiercią. W poszukiwaniu żywności musi stale przenosić się z
miejsca na miejsce. Tchórze są bardzo rodzinnymi zwierzętami i żeby nie
zdradzić miejsca swojego pobytu polują dalej od swojego gniazda. Polują w nocy
i ich ofiarą padają głównie gryzonie. Jeżeli tchórza zobaczymy w ciągu dnia, to
znak, ze do zdradzenia swojej obecności, zmusił go głód albo choroba. Zdarza
się, że ich ofiarą padnie kura, ale tylko taka, która wieczorem pozostała poza
kurnikiem. Wszystkie te stworzenia , zamiast zastanowić się nad wykorzystaniem
ich możliwości, tępimy bez litości. Jest szereg stworzeń , które nam pomagają,
ale nie zdajemy sobie z tego sprawy.
Wielu ludzi wierzy w przesądy i
zabobony. Niby się do tego nie przyznajemy, ale idziemy do wróżki po poradę,
wierzymy w prorocze sny , oczywiście tak na wszelki wypadek. To co mnie
spotkało i mam cichą nadzieję , że mnie opuściło jest faktem. Opiszę Wam to i
wierzę , że nie przeczyta tego nikt postronny.
Moi najbliżsi mówili, że to dar , dla mnie to był koszmar. Pierwsza
sprawa odbyła się w dzieciństwie. Mój dziadek umarł w Margoninie. Kiedy był u
nas , opowiadałam mu różne historie, razem chodziliśmy na spacery, wspólnie z
nim i siostrą kibicowaliśmy drużynie Górskiego. Wyjechał do siebie załatwić kilka
spraw i chciał wrócić. Nie zdążył. Nie byłam na jego pogrzebie , ponieważ
leżałam w szpitalu. Po pewnym czasie zaczął mi się śnić. Przed drzwiami do
naszego pokoju pojawiał się obłok , który zmieniał się w dziadka. Podchodził do
mojego łóżka , patrzył na mnie i uśmiechał się. Zlewałam się potem ze strachu.
Wiedziałam, że nie żyje a ja strasznie boję się nieboszczyków. Powtarzało się
to noc w noc. Pomogła modlitwa „ Wieczne odpoczywanie”. Teraz myślę, że po
prostu chciał się tylko pożegnać.
Drugie zdarzenie miało miejsce kilka tygodni
później. Miałam psa Hipcia. Poszlibyśmy za sobą w ogień. To był tchórz, cwaniak
kuty na cztery łapy i bratnia dusza. Otóż w naszym domu był tapczan na którym
spał dziadek . Panicznie bałam się tego mebla i pokoju w którym stał.
Zakładaliśmy centralne ogrzewanie i tapczan wylądował w naszym pokoju. Spali na
nim rodzice. Reszta domu była rozgrzebana.
Zdarzyło się, że musiałam przygotować się do sprawdzianu z biologii.
Nauczycielka była wymagająca , nie dawała sobie w kaszę dmuchać, budziła
respekt ale była w wymaganiach i ocenianiu sprawiedliwa. Na tym co mnie
nauczyła zdałam maturę z biologii i będę jej wdzięczna całe życie. Doceniłam ją
dopiero w szkole średniej. Wszyscy
poszli na ogród tylko ja zostałam w domu no i ten tapczan. Siadłam w kąciku na
dywanie i zaczęłam się uczyć starając się nie patrzeć na niego. Zesztywniałam
na tym dywanie, zrobiło mi się zimno i w żaden sposób nie mogłam się skupić.
Wtedy wszedł Hipcio . Nie zdziwiło mnie to. Potrafił otworzyć wszystkie drzwi i
wchodził sobie kiedy chciał i gdzie chciał. Podszedł do mnie, przytulił się i
położył obok. Normalnie, jak to Hipuś.
Przestałam się bać , a i nauka zaczęła mi wchodzić do głowy. Po jakimś czasie
przeniósł się pod tapczan, dziwne, ale przestałam się zupełnie bać. Położyłam
się na tym tapczanie. Był taki wygodny, a jak mi się uczyło! Po pewnym czasie
piesek wstał i wyszedł , a za momencik wszyscy wrócili. Nie kryli zdumienia
widząc mnie na tym tapczanie. Powiedziałam zgodnie z prawdą, że przecież prawie
cały czas był ze mną Hipcio. Wtedy usłyszałam, że on był z nimi, a po drugie
nie mógł wejść ani wyjść bo drzwi były zakluczone. Nie zdziwiło mnie to , nie
wiem dlaczego? Piesek , który był ze mną, którego dotykałam i głaskałam był
realny, żywy.
Zdarzyło się, że weszłam do pokoju i zobaczyłam starszą , niedużą panią
w pomarańczowych włosach, Właśnie te włosy zapamiętałam. Na moje pytanie, co tu
robi –wyszła. Pytałam rodziców, czy może ją znają. Bez skutku. Wieczorem zadzwonił telefon, dowiedzieliśmy
się, ze zmarła ciocia mojego taty. Pojechał na jej pogrzeb. Po powrocie
powiedział, że do końca świetnie się trzymała, tylko nie rozumie , po co
farbowała włosy na taki obrzydliwie rudy kolor. Takich zdarzeń było kilka.
Duchy mogą być nie tylko ludzkie,
są także zwierzęce, zwłaszcza psie. Dlatego , kiedy nasz pies odchodzi, nie
zapominajmy o obroży, zdejmijmy ją i zwróćmy mu wolność. Niech odejdzie do
krainy po drugiej stronie tęczy i tam, jeżeli chce, poczeka na nasze przybycie.
Myłam okno. Odeszłam na chwilę po nowe ściereczki i kiedy wróciłam pod drzewem
na wprost okna siedział pies. Co tam pies potwornie wielkie . czarne bydlę. Na
mój widok wstał i zaczął warczeć. Zwróciłam wtedy uwagę na obrożę. Szeroka,
skórzana, nabijana ostrymi kolcami, Nigdy przedtem nie widziałam takiej
obroży. Dobry Boże- powiedziałam, jesteś obcy, może
bezpański , jakbyś był grzeczny, wzięłabym
cię , a tak jesteś obcy, niegrzeczny , wynoś się ! Złapałam miotłę i wybiegłam przed dom. Psa
nie było. Zawołałam moje psiny, żeby pomogły szukać intruza. Te na wołanie
przybiegły, ale naraz zaczęły piszczeć, podkuliły ogonki i uciekły. Olbrzyma
nie było nigdzie widać, Podeszłam do furtki. Była zakluczona.
Z moim teściem nigdy nie
nawiązałam bliższego kontaktu. Kiedy przyjeżdżaliśmy albo go nie było, albo
akurat wychodził. Podobno był sympatycznym człowiekiem.. Sporym zaskoczeniem
był fakt, że przyśnił mi się po swojej śmierci. Minęło od tego momentu, już
dobrych kilka miesięcy. Był to zresztą do tej pory jeden jedyny raz. Przyszedł
,i powiedział kilka razy , żebym zapamiętała:
Zły czas nastanie,
Będzie krzyk , rozpacz, błaganie.
Krzyż straci swe znaczenie,
Dusze skazane będą na błądzenie.
Brzmi
to jak ostrzeżenie, tylko przed czym? A może był to tylko taki dziwny sen?- 1994 rok
Nie potrafię powiedzieć kim jest
Szary Człowiek ani jak wygląda chociaż widziałam go kilka razy. Czułam tylko,
że kiedy dotknę jego dłoni a on okryje mnie swoją peleryną przestanę się
martwić , będę bezpieczna , że ten gość to bezgraniczne dobro i bezpieczeństwo.
On nie pozwolił mi się dotknąć, powiedział, że jeszcze mam czas. Przychodzi
kiedy śpię. Kiedy przyszedł pierwszy raz powiedział:
Zegar przeznaczenia
Wydzwania minuty
Wkrótce nadejdzie
Czas pokuty,
Czy ktoś słyszał o zegarze
przeznaczenia? Przyznaję nie przywiązywałam do tego większej wagi. Przyszedł
którejś nocy Szary Człowiek i zabrał mnie. Znalazłam się na skale. Pod tą skałą
nie było nic . Pomimo świetnej widoczności niczego nie było. Dno bez dna. Kazał
mi patrzeć na wprost. Daleko było widać potężny zegar. Tak jak dno nie miało
dna , tak dal nie miała końca. Zegar ani nie stał, ani nie wisiał. On był.
Przypominał stary zegar z kukułką, tylko bez ciężarków. Wszystko w tym zegarze
się ruszało, ale na głównej tarczy była godzina za pięć dwunasta. Tam gdzie powinna
być kukułka , wyświetlały się różne daty. Widać było na nim zmieniające pory
roku. Pod jego daszkiem przesuwały się
zwierzęta i inne stwory. Dobierały się w grupki według sobie tylko znanego
klucza. Zegar cały czas się zmieniał, był stale w ruchu. Na opisanie tego
zjawiska język ludzki jest zbyt ubogi a zjawisko to przekracza granice
ludzkiej wyobraźni. Zresztą niewiele już
pamiętam . To było trzy albo nawet cztery lata temu. Widziałam go bardzo
krótko, maleńkie mgnienie snu. Niezmienna była tylko ta główna godzina. Nie
wiem dlaczego , ale wolałabym, żeby te wskazówki się już nie przesuwały.W przybliżeniu 1997 rok
Szary Człowiek zjawiał się jeszcze kilka razy . Mówił, że
ludzie mogą zmienić przeznaczenie, że to będzie zależało od mojego i już dorastającego
pokolenia, że musimy ze sobą zacząć współpracować i się szanować. Miał żal, że
nie doceniamy tego co mamy, tylko chcemy więcej i więcej… On był bezsilny i ja
też nie wiedziałam i nie wiem do tej pory co mogę zrobić.
Ostatnie moje spotkanie z Kimś
było w tym roku. Mąż pojechał na nockę , dom zakluczony ,śpię grzecznie w
łóżku. Chyba był środek nocy, kiedy ktoś zaczął mnie mocno szarpać. O Matko
Boska. W moim pokoju był obcy facet. Spanikowałam, a on mi usta zatyka i mówi
,że mam być cicho bo on nie ma czasu. Dobre sobie. Sytuacja nie dość ,że dziwna
to jeszcze mocno dwuznaczna. Mówi mi ,że
mam go słuchać bo on tu jest nielegalnie. Komu on to tłumaczy. Mam go słuchać , bo to ważne. No i pyta czy
go dobrze widzę i słyszę , bo on jest niematerialny. Potwierdziłam , że widzę go , słyszę go
(niematerialny facet z taką krzepą) i
niech idzie do Jackowskiego a mi pozwoli spać. U Jackowskiego kolejki , a ja
nie mam marudzić tylko słuchać- odpowiedział i kazał mi zapamiętać , że:
1. Antychryst to nie jest jeden człowiek
tylko organizacja, kilku ludzi, trudno będzie określić właściwego
2. Ratunkiem na zarazę , która dotknie
ludzi będzie zioło- nie powiedział
jakie,
3. Niech ludzie szanują lasy, bo będą
ich schronieniem w trudnych czasach,
4. Mówił coś, że woda będzie skażona
(czym i jak?)
5. Wola Boska jest zmienna.
Jak to powiedział to sobie zniknął
a ja już do rana nie mogłam spać. Zastanawiałam się , czy wypowiedź tego pana
nie przypominała mitycznej Puszki Pandory. Najpierw horror i nieszczęścia , a
potem promyczek nadziei. Oczywiście jeżeli to ostatnie zdanie daje nadzieję.
Pan Bóg jest już starszym gościem , staruszkowie mają zmienne humory. Około 2004 roku
Słyszałam
bicie zegara i głos
-
Zegar przeznaczenia wydzwania minuty , nadchodzi czas pokuty.
Słyszał
ktoś , żeby zegar wybijał minuty. Słyszałam o godzinach, półgodzinach,
kwadransach ale nie o minutach. Ten głos się pomylił.
Co się mówi ludziom ma duże
znaczenie . Przyszła kiedyś do mnie we śnie nasza ogólno- wiejska Babcia. Za
nią stał obcy facet i mówił „ powiedz jej , no powiedz jej” Zaczęłam mówić coś,
co do tej pory żałuję. Mówiłam, że marudzi na swoich bliskich, że z niczego nie
jest zadowolona. I na końcu powiedziałam , że to nie tak, że w każdym człowieku
jest coś dobrego, tylko trzeba poszukać. Wtedy oni zniknęli. Rano się
dowiedziałam, że babcia w nocy zmarła. Dlaczego jej nie powiedziałam, że jest
mądra, pracowita, dba o swoją rodzinę i że ja bardzo ją lubię. Nie wiem jak mam
jej pomóc tam na tamtym świecie i przeprosić za kłopoty które jej narobiłam .
Naprawdę babciu jest mi bardzo przykro i szczerze żałuję tego co zrobiłam .
masz prawo być na mnie zła , zachowałam
się jak ostatni skretyniały matoł.
Zaginął chłopak z naszej wsi.
Chodziłam razem z nim do szkoły. Jego rodzina szukała go bardzo intensywnie.
Pamiętam stanęłam przed jego zdjęciem i zaczęłam się zastanawiać gdzie jest ,
co się z nim dzieje. Przyśnił mi się w nocy. Szedł obok jeziora w stronę naszej
wsi ale nie przeszedł pod mostem. Poszedł wzdłuż nasypu . doszedł do zakrętu,
odwrócił się , pokiwał ręką na pożegnanie. Tam była ścieżka prowadząca w las.
Wszedł na tą ścieżkę i zniknął w lesie. Jak się obudziłam to wiedziałam , że
nie żyje. Zastanawiałam się czy powiedzieć o tym jego rodzinie. Co jednak
miałam powiedzieć? Opowiedzieć sen? Każdy by powiedział, że nie jestem przy
zdrowych zmysłach, że żartuję z ludzkiego nieszczęścia. Mówić coś takiego
ludziom w takie sytuacji to straszna odpowiedzialność. Co będzie jak się mylę
?Po kilku miesiącach znalazł go grzybiarz w tym lesie. Nigdy nie sprawdziłam ,
czy ta ścieżka jest tam naprawdę.
To co opisałam ciągnie się za mną od dzieciństwa. Nawet moi
bliscy raz mi wierzą , a innym razem są pełni sceptycyzmu. Raz słyszę ,że to
dar , innym razem, że zmyślam. Jeżeli jest to dar, to naprawdę nie wiem co mam
z tym fantem zrobić. Pozostaje wierzyć ,że to sny, ale były też zdarzenia w realu , w środku dnia. Jedno wiem na pewno.
Ja nie potrafię się z nimi skontaktować, to oni jeżeli chcą kontaktują się ze
mną.
Jechałam przed siódmą rano po
mleko dla dzieci. Minęłam już cmentarz ewangelicki. Niebo już się przecierało,
zaczęła podnosić się mgła. Zatrzymałam rower , bo zobaczyłam przy ziemi bardzo
gęstą mgłę. Była gęsta i biała jak bita śmietana. Było cicho. Nikt nie szedł ,
ani nikt nie jechał. Byłam sama na drodze. Z mgły zrobiła się gruba poducha.
Bałam się w nią wjechać. Słońce zaczęło wysyłać pierwsze promienie. Po lewej
stronie od drogi jechał na koniu ubrany w prostą białą jakby sukmanę jeździec.
Koń był po kolana zanurzony we mgle. Podjechał do dużej drewnianej chaty z
niewielkimi oknami. Z bardzo małego komina, bo nie było go widać, snuł się dym.
Zsiadł z konia i przywiązał go do podwójnego płotka, do którego były już
przywiązane inne konie. Wszedł do chaty. Po chwili wyszła z chaty kobieta z
nosidłem i drewnianymi wiadrami. Podeszła do drewnianej studni z żurawiem.
Słońce zaświeciło mocniej. Mgła zbladła, obraz się rozpłynął.
Szłam drogą od strony stacji.
Zachodziło słońce, robiło się szaro. Usłyszałam płacz. Przez pole szedł dziwny
korowód. Drewniany wóz ciągnięty przez woły prowadziło dwóch mężczyzn. Na wozie
ktoś leżał. Za wozem szły głośno krzyczące i płaczące kobiety. Za tymi
„płaczkami” szedł starszy mężczyzna i troje dzieci w różnym wieku. Dopiero za
nim gromada innych ludzi podążających za nimi w milczeniu. Szli prosto w stronę
lasku. Zniknęli razem z ostatnim promieniem słonecznym.
Obydwa zjawiska trwały chwilkę .
Sądzę , że miały coś wspólnego ze słońcem i światłem. Wyglądały jak bardzo
króciutki film historyczny z bardzo dawnych lat. Ja miałam tylko pecha i dwa
razy znalazłam się w niewłaściwym miejscu w niewłaściwym czasie.
Ta część została dopisana w 2019 roku.
Los się zlitował i nie widzę już duchów. Niektórzy są ciekawi
jak to jest widzieć ducha. To zależy w jakiej formie się pokaże. Jeżeli jest
materialny , to nie zdajemy sobie sprawy ,że to duch. Dopiero jak znika jak
bańka mydlana, czyli pyk- i go nie ma- wtedy
czułam się ,jakbym zderzyła się z młotem pneumatycznym , taki ból. Do tego
dochodziło straszne zimno, jakby ktoś wrzucił mnie do przerębla. Wszystko we
mnie w środku dygotało. Najgorsze było osłabienie. Jakby ktoś wypił ze mnie
wszystkie siły. Miałam wrażenie ,że upadnę w miejscu gdzie stoję i nawet włosy na wietrze się nie ruszą.
Uczuciem motywującym było pragnienie, ale to był chyba wynik strachu. To ono
motywowało mnie do ruszenia się w stronę domu. Sądzę ,że jeżeli teraz
spotkałabym takiego materialnego ducha, to bym tego nie przeżyła. Zabrałby mi
energię i mnie w ten sposób zabił. Byłabym bezsilna i bezbronna
. Krewnym, którzy mówią o duchach
, żeby je wywoływać , zawsze mówię. Nie ruszajcie ich, nie bawcie się nimi. Nie
szukajcie ich. Nie wiecie jaką siłę
wyciągniecie z zaświatów. Nie będziecie umieli nad nimi zapanować. To one robią
co chcą i kiedy chcą.
Duchy w formie cieni przeważnie są zimne .Lubią
półmrok. Wtedy można stwierdzić- „ przewidziało mi się” i ja też starałam się
tak myśleć. Kontakt z nimi zawsze we
mnie wzbudzał strach. Zobaczenie ich trwa chwilkę . Szybko znikają, tak jakby
się wstydziły ,że zostały zauważone. Spotkałam duchy przypominające migające
białe światła. Te światła to nasi bliscy. Opiekują się nami. Szanujmy je. Nie
straszmy. One czasami czymś brzękną,
zastukają. Słyszymy ich kroki.
ostrzegają nas przed niebezpieczeństwem, podsuwają zagubione przedmioty,
pilnują , żebyśmy nie zaspali. Czy
spotkałam złego ducha? Nie wiem . Byłam na ogrodzie. Pieliłam . Nagle zrobiło
się szaro mimo słonecznego dnia. Zaczęłam się dusić . Zrobiło się lodowato .
Poczułam, że życie straciło sens, wszystko nie ma sensu. Miałam ochotę skończyć
ze sobą. Znalazłam si e na samym dnie rozpaczy i nie znałam powodu tego stanu .
Naraz wszystko się rozpłynęło , zniknęło. Znowu świeciło słońce. Czułam, że
ktoś mnie obronił. Jeżeli to nie była zła moc, to rozumiem co to jest depresja.
3. 06. 2019
Słyszę
głos dziecka , które śpiewa wyliczankę
Cztery razy zegar bije
Czy myślisz o złej godzinie
Mija czas nieubłaganie
Wnet ulega wszystko zmianie.
Przez góry i lasy nadchodzą złe czasy.
7.11. 2019
Śni mi się głos , który mówi
straszne rzeczy. Wyzywam go, nie chcę słuchać. Nie daje za wygraną. Zapisałam to co zapamiętałam. Ale to horror.
Jak ognista tęcza rozbłyśnie od krańca
do krańca,
Ludzie ruszą do śmiertelnego tańca.
………………………………………………………………….
W ziemi kipiący kocioł się gotuje,
Ciemność na ziemi zwiastuje.
……………………………………………………………………….
Ludzie siebie wzajemnie zjadają , dla
bliźniego litości nie mają.
………………………………………………………..
Strach, choroba ,śmierć będą
codziennie w oczy zaglądały,
Dla nikogo litości nie miały.
……………………………………………………………
Kiedy przyjdzie opamiętanie, po
ludzkich rzeszach ślad nie zostanie.
……………………………………………………………..
Czy duchy i głosy mówią prawdę ,
nie wiem. Żaden nie podał numerów w totka i nigdy nic nie wygrałam. Nie podały
też żadnych faktów , które mogłabym sprawdzić. Może daty mają znaczenie ,
dlatego zapisałam ostatnie. Zauważyłam , że mają obsesje na punkcie zegara.
Mówiąc szczerze olewałam kwestię tego co mówią, to moja mama upierała się, że
mam to pamiętać i zapisywać bo to ważne.
O moim problemie z tamtą stroną wiedzą
tylko moja mama i siostra. Ponieważ mam kłopoty z komputerem , to wrzucę te
zapisy na moją stronę internetową. Odkryłam ,że i tak nikt jej nie czyta, a
tylko nieliczni wiedzą kim jestem.
06.02.2020. Głos mówi „ Po wyborach się rozlegnie głośny
chichot trupów” Myślałam, że się przesłyszałam i powiedział tłumów, ale on jeszcze dwa razy zawołał „ trupów”. Nie brzmi to za dobrze , ale to
pierwsza wiadomość , którą może zweryfikować czas. Chociaż , może to znaczyć
całkiem coś innego niż myślimy, Nie jest też określone o jakie wybory chodzi.
Pożyjemy- zobaczymy.
Czerwiec 2020 przez tydzień . Bieganie, krzyki, prawie panika i głos - nad Wisłą Hydra zamieszkała.
Za dwa dni krzyki - Wisła czerwona, Polska podzielona.
11.07. 2020- pojedynczy , zrozpaczony głos- Demony się zbudziły. Reszta zależy od ludzi.
W tym przekazie jest ukryta nadzieja. Każdy potwór , smok, Hydra były w legendach i mitach pokonane, trzeba było tylko znaleźć odpowiedniego, mądrego, silnego człowieka.
Wrzesień 2021 głosy powtarzaj jak mantrę- będą potrzebne zjednoczenie i umiejętności.
14.12.2021 Szepczą przerażone ,, Szela się odrodził , Szela jest gotowy"
Szela jest dla mnie symbolem : ciemnoty umysłowej, fanatyzmu i okrucieństwa. Był przecież przywódcą rabacji w Galicji i przelał wiele krwi.
Tolerancja Chciałabym napisać o takich co widzą i czują więcej niż inni ludzie. Nie mam pojęcia dlaczego wyczuwamy i widzimy więcej i inaczej niż przeciętni ludzie. Wiem, że w cywilizowanym świecie musimy ukrywać nasze umiejętności, żeby nie skończyć w szpitalu psychiatrycznym. Nawet nasi bliscy często nam nie wierzą, nie traktują poważnie. Jeżeli mówimy poważnie, ostrzegamy ich, to i tak nam nie wierzą. Skąd się to wzięło ? Czy to dar, czy raczej przekleństwo którego chcemy się pozbyć? Nie wiem. Sądzę, że to umiejętność po bardzo odległych przodkach. Pozwalała im ona opuścić w porę jaskinię zanim została zasypana przez lawinę , wyczuć zaczajone drapieżniki. Te wyostrzone zmysły nazywane nieraz ,,szóstym zmysłem" pozwalały im przetrwać a może nawet ci , którzy mieli je wyjątkowo wyczulone byli szczególnie cenieni. Teraz przez swoją inność w najlepszym przypadku możemy być przez innych wyśmiani, często się wypieramy, że mamy te umiejętności. Ludzie nadwrażliwi w różnych dziedzinach nie pasują do ogólnie przyjętych norm . Jesteśmy dziwakami, nikt nas nie słucha a może moglibyśmy kogoś uratować. To, że ktoś jest inny to nie znaczy , że jest gorszy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz